poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Gilino k. Płocka

Na stole przede mną leży dębowy liść. Zerwałem go z potrzeby posiadania go choćby na krótki moment.Pachnie.Ciemna butelkowa zieleń sprawia,że ciągle jestem w tym lesie.Chłonąc olejki eteryczne liści,które brałem w dłoń i wąchałem. To nie żart.One naprawdę dają miłą woń dąbrowy.A co dla mnie ważne w tej dąbrowie odnajduję pewną dzikość sędziwego boru-do którego zawsze lgnę.Przyjemnością jest obcować z lesistością własnego spokoju.W ciszy i w skupieniu wędrować po ścieżkach wydeptanych przez dziki i sarny.Wsłuchany w odgłosy ptaków. Jeszcze jest lato bez babiego lata. Można wejść w gąszcz zielska,gdzie kowaliki pełzają po omszałych pniach drzew a w pobliskim stawie podziwiać różnorodną paletę barw odbijającego się słońca.Natura wie najlepiej,co uczynić,aby szarości jesiennych dni nie były przydługie.                                                                                                                                                                   Mazowsze zawsze miało swoją specyfikę,inność i krajobraz.Nawet tutejsi ludzie samych siebie nie zawsze potrafia zrozumieć.Kto wie,czy nie jest to pokłosiem naszych pogańskich plemiennych naleciałości tkwiących w nas. Odżywają nagle bez ostrzeżenia,kiedy krnąbrność i niepokój wzajemnie sobie towarzyszą.Lubię moją mazowszańskość.Najczystszą odkrywam zawsze daleko na uboczu z dala od głównych traktów i ciągów komunikacyjnych.Tam są zapomniane kapliczki i ich nierzadko intrygujące historie.Piaszczyste dukty z połaciami monotonnych pól i łąk.Lecz to tylko pozory.Nagle przed oczyma tułacza zdarza się niespodzianka widokowa.Sterczące warownie-grodziska wyłaniające się ponad ten płaski teren ziemi.Jak ktoś ma szczęście usłyszy w oddali echa tamtych ludzi i tamtych wojów słowiańskich. A wierzcie mi zdarzają się i tacy...                                                                                                                                                             Obszar Mazowsza Płockiego leży umownie w widłach trzech naszych pięknych rzek-Skrwy prawej, Wisły oraz Wkry.Rzec by można "Oto moja mała ojczyzna".Płock to miejsce z którego bije na nie moje serce.Stąd idę przed siebie,by je poznawać.                                                                                                                                                                                  Miejscowość Gilino znajduje się ok.18km od Płocka przy trasie krajowej nr.540 Płock-Drobin. Upraszczam oczywiście,lecz jak ktoś będzie chciał znaleść to odnajdzie.Jak podaje  Jerzy Łempicki w " Herbarzu Mazowieckim t.1 i 2 (Wyd.Heroldium, Poznań 1997.)" Glinno wieś liczyła w xvi wieku około 100 osadzonych kmieciami,była własnością kolegiaty św. Michała w Płocku.Zaliczana była do parafi w Wożnikach,mimo,że położona była na zachód od Juryszewa.W 1580 roku posesorem Glinna był X. Mikołaj Sławogórski,który oskarżył szlachtę Otolskich o grabieże w Glinnie.W 1789 roku Glinno było jak się zdaje wsią czynszową i było w nim 6 dymów i 35 poddanych.W 1864 roku od 4 uwłaszczonych gospodarzy wykupił 99 ha gruntów Julian Kunkiel,syn Krzysztofa.Folwark ten kupił w 1880 roku Julian Koziczyński. W 1902 roku majątek o powiększonym ,jak się zdaje w międzyczasie obszarze odziedziczyły jego dzieci i rozprzedały.Część została przyłączona do Giżyna i Zakrzewa,gdzie dziedzicem był w 1921 roku Henryk Waśniewski.Folwark liczący 99 ha nabył w 1919 roku Aleksander Gawarecki,który go po kilku  latach rozparcelował ".                                                                                                                                                                               Las giliński (obecna nazwa Gilino),to moje współczesne miejsce włóczęgostwa.Słynie on ze starych dorodnych dębów szypułkowych nierzadko przekraczających w obwodzie szerokość 4,5 metra.Przyciągają mnie do siebie.Wołają poszumem swych liści i stękaniem zmęczonych czasem konarami.Długo nie wytrzymuję i wracam tam z radością. Dla takich miejsc dusza człowiecza odzyskuje siły.W ich dziuplastych mrokach zasypia spokojem. Tuli się jak do mocarza przy którym nic jej nie grozi.Dziczeje na nowo!                                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz