Takie wiedźmowate wierzby spotykam jedynie na płockim Mazowszu. Straszą i jednocześnie wzbudzają sentyment. Tęsknimy za nimi, gdy jesteśmy daleko i w obcym kulturowo obszarze. Najbardziej tajemnicze są te nadwiślańskie, stoją jak pomniki po ich dawnych mieszkańcach. Pamiętam jednego takiego chłopa z okolic Dobrzykowa, który dobre 15 lat temu opowiedział mi o swoim dziadku, jednym z nielicznych tutejszych autochtonów ostałych po zakończeniu II wojny światowej. Historia dotyczyła wierzb, które on to właśnie z zapałem i nieukrywaną przyjemnością obsadzał tutejsze pola i przydrożne dukty. Znamienne było w tej opowieści to, że ci prości ludzie wiedzieli, co potem można zyskać dzięki tym drzewom.
Drewno na opał, materiał na wyplatanie koszy wiklinowych a nawet sztućców kuchennych . Często także jakieś stoły i fotele. A na okresy wiosennozimowe, gdy wiślane wylewy zagrażały ich dobytkowi -przeplatano płoty wiklinowe wokoło domostw zatrzymujące muł i błoto rzeczne. Zawsze to była jakaś ochrona.Cierpienie. |
Kretynizm współczesnego człowieka... |
Żal wtedy wzbiera, bo okolica niegdyś zamieszkała przez prosty i pracowity lud z wolna.zamiera. Sikory, dudki, pójdżki i pełzacze które w dziuplastych wierzbach składają jaja i wychowują młode- tracą swój matecznik i kolejny teren rozrodczy. O tym rzecz jasna żadna '' mądra głowa za biurkiem'' nie pomyśli.
Są jeszcze ostoje starych głowiastych czarownic, ale sam już obserwuję,że powoli stają się one obiektem podpalania przez wandali, zrąbywane w pień na opał albo dlatego, że komuś nie chce się ich omijać pługiem w czasie orania pola ciągnikiem. Jakaż szkoda. Przecież istnieją możliwości, aby uzyskiwać z funduszy rolniczych pewne dopłaty unijne, które są do tego przewidziane. I to nie małe. Za fakt, że rolnik posiada zróżnicowany teren przyrodniczy. Tylko,że nikt tak na serio im w tym nie pomaga... Polska zaściankowość i urzędnicze nieróbstwo są jak wszyscy wiemy legendarne !
Nadwiślański cud przyrody w końcu listopada... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz