Był w tym jakiś dziki romantyzm.Hartował się człek prosty choć biedny. Niejeden bezrolny pomieszkiwał w lepiankach opodal rzeki i trudnił się najmowaniem do różnych prac, usługiwania i pomocy podróżnym,gdy ci wysiadali z pokładów pływających podówczas statków. Lecz kiedy mieli dość zbywali jak najdalej, byleby się nie upodlić, nie zatracić w niewoli wyrobnika.
Dziś marzy mi się prawdziwa podróż. Wolny wybór u boku kompana, na którym można polegać. Gdzie podanie dłoni nie jest pustym gestem udawanego szacunku, lecz męską przyjaźnią dwojga romantyków. Czy jeszcze jest to możliwe ? Podziwiałem niedawno takiego jednego, który przepłynął pod prąd aż do grodu Kraka na kajaczku. Udało mu się ! On wiedział jak spełnić marzenie, jak zdobyć upragniony cel. I nie robił wokół tego jakiegoś szumu.Po prostu popłynął. A zatem żyją i dziś szaleni marzyciele.Jak ci dwoje, których spotkałem latem tego roku płynąc z kolegą na mały rekonesans. Płynęli do Gdańska z Oświęcimia na starym kajaku... Tak dla siebie.
Chciałoby się widzieć niezniszczoną przyrodę Wisły, sędziwe łęgowe lasy z łanami storczyków i nadrzeczne sokory oplecione wiekami pierwotności. A jednocześnie żeglarzy i rybaków, ludzi rzeki szanujących te przyrodnicze bogactwo. Mennonicką mądrość i pradawną siłę lechickich plemion. Harmonię żercy spod smoszewskiego dębu, którego już dawno nie ma. Bo ktoś go ściął. Chciałoby się.
Wierzę, że pomimo tego, że współczesny człowiek stał się przysłowiową '' hieną'', ten świat królowej polskich rzek jakoś przetrwa. Pozostanie on i dla człowieka i dla natury.Nie zmieni go jakiś idiota zza biurka.
Wówczas ona znowu się odwdzięczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz