Na wernisażu płoccy etnografowie: Magdalena Lica -Kaczan i Grzegorz Piaskowski przedstawili plon swoich badań na przykładzie kolędowania wielkanocnego. Kontynuacją tych dawnych obrzędów jest na przykład '''Chodzenie po Dyngusie'' zwane również jako Chodzenie po Alleluja albo '' po wykupie''. Ów zwyczaj dyngowania odbywał się w niektórych częściach Mazowsza już po zapadnięciu zmroku w Wielką Niedzielę i trwał do późnych godzin nocnych lub porannych. Jego czas uwarunkowany był od liczby domostw we wsi oraz liczby gospodarzy. Ci podejmowali dyngusiarzy poczęstunkiem, który trwać mógł do rana, szczególnie jeśli chodzi o ostatnie odwiedzane domostwo.
Płoccy etnografowie z Muzeum Mazowieckiego w Płocku: Magdalena Lica- Kaczan i Grzegorz Piaskowski. |
Za ten dyngus dziękujemy,
szczęścia, zdrowia winszujemy,
żebyście Państwo długo żyli,
kapeluszem wódkę pili.
Na okoliczność nieotrzymania dyngusa odwdzięczano się inną żartobliwą oracją:
A w tej chałupie,
są tam gołodupce sami,
Nic nie mają,
nikomu nie dadzą.
Po drodze do pierwotnego składu kolędników dołączali wszyscy chętni z kolejnych odwiedzanych domów.
Warto zaznaczyć, iż tego typu obrzęd kultywuje zaledwie 10 rodzin we wsi Stare Gałki koło Wyszogrodu... Tutaj wciąż śpiewane są przyśpiewki na melodię wspomnianej pieśni o Zmartwychwstaniu. Jedną z nich jest tradycyjna pieśń do gospodarza:
Gospodarzu z siwą bródką,
Wynieś nam kielicha z wódką,
Jak nie z wódką to z kiełbasą,
Ożenię się z córką waszą.
Ostatni dyngusiarze chodzili jeszcze w 2010 roku we wsi Wola Ładowska w okolicach Iłowa. W poprzednich latach w tej grupie zanotowane zostało okresowe zawieszenie zwyczaju, np. podczas trwania żałoby po śmierci któregoś z mieszkańców wsi. Było to swoistym oddaniem szacunku dla zmarłego. Wśród dyngusiarzy z Woli Ładowskiej chodzili zamieszkujący wieś muzykanci z rodziny Świerczyńskich. Coraz rzadszy widok na Mazowszu płockim...
Kolejnym świadectwem zachowanej obrzędowości jest tzw. ''Chodzenie za polem'', zwane także ''Chodzeniem z chorągwią''. Zwyczaj ten zachował się w kilkunastu wsiach na Mazowszu Łowickim m. in. w Płaskocinie, Sromowie, Łaguszewie, Boczkach, Bobrownikach, Błędowie, Zabostowie, Gogolinie, oraz w Kompinie i Strzelczewie. W literaturze przedmiotu zajmującej się doroczną obrzędowością jest on zupełnie nieobecny!Obchodzenie pól w Łowickiem jest więc mało znanym zwyczajem o rozbudowanych funkcjach obrzędowych. Mamy tutaj do czynienia z corocznym symbolicznym potwierdzaniem granic pól przynależnych do danej wsi, a także z elementami magii agralnej zabezpieczającej uprawy przed gradobiciem i innymi żywiołami.
Chorągwiarze idą granicą, jeśli ta biegnie np. przez strugę i chorągiew ''przechodzi''nad nią ,ale dokładnie w miejscu , w którym wytyczono kiedyś granicę. W miejscu styku granic z polami sąsiednich wsi, przy tzw. kopcach odbywają się w tym czasie krótkie postoje. Przewodnik - bywa, że najstarszy z grupy chorągwiarzy - kropi kopiec święconą wodą, czyni na nim znak krzyża i wtyka gałązkę palmy wielkanocnej. Odmawia się wówczas modlitwy: Zdrowaś Maryjo, Ojcze Nasz i od Powietrza, głodu, ognia i wojny... Dłuższy postój odbywa się na skraju lasu, gdzie rozpalane jest ognisko. Wówczas Fryce, czyli idący pierwszy raz za chorągwią, stawiają wykupne w postaci alkoholu.
Chodzenie za polem ma więc też charakter inicjacyjny dziejący się pod osłoną nocy dla młodych chłopców. Zostają oni włączeni do grona mężczyzn. Mają wówczas 15-16 lat, dawniej po osiągnięciu urzędowej pełnoletności. Najstarsi uczestnicy niektórych grup chorągwiarzy wspominają o egzaminie, który musieli przejść ci chłopcy. Był to tzw. ''egzamin na Fryca''. Całowano wtedy wysoko trzymany albo zawieszony krzyż. Dziś do obowiązku Fryca należy poza wspomnianym wykupem, noszenie akcesoriów wykorzystywanych w obchodzie, tj. święconej wody, kropidła, gałązek palmy wielkanocnej, puszki na datki i chorągwi- za polem, po wsi i po obejściu w godzinach wczesnoporannych do wsi. Śpiewane są poza tym pieśni wielkanocne: Wesoły nam dziś dzień nastał, Chrystus Zmartwychwstały, Przez twoje święto Zmartwychwstanie.
W grupie chorągwiarzy z Płaskocina panuje też zwyczaj odwiedzania tych domów, w których w minionym roku za sprawą zawarcia związku małżeńskiego narodził się nowy członek rodziny. Towarzyszy temu drobny poczęstunek. Chorągwiarze zatrzymują się także przy każdej napotkanej figurze/kapliczce/krzyżu, skłaniając się przed nią/nim, trzykrotnie chorągwią. Na zakończenie krańcowy krzyż trzykrotnie okrążają, kierując sie tak samo jak ma to miejsce w procesjach kościelnych, w stronę słońca... Przejście przez wieś to czas na zbieranie datków i symboliczne kropienie wodą tudzież perfumami. Część zebranych datków przeznacza się na zamawianie mszy w intencji mieszkańców i dobrych zbiorów a część na odnowienie chorągwi, czy zakup jakiegoś obrazu/figury do parafialnego kościoła.
Historia obchodzenia pól z chorągwią w Płaskocinie związana jest z utworzeniem w tej wsi Ochotniczej Straży Pożarnej w 1916 roku. Choć jak wskazują dane z XVI wieku pradawność tego zwyczaju sięga czasów przedchrześcijańskich.
Jednym z najbardziej archaicznych zwyczajów sięgających czasów pogańskich jest tzw. '' Chodzenie z Gaikiem''. Wniesienie do wsi przystrojonej kolorowo gałązki choinkowej jest takim samym symboliczno-magicznym wprowadzeniem życiodajnej wiosny jak utopienie czy spalenie Marzanny, przegnaniem, utożsamianej ze śmiercią zimy. Obydwa te zwyczaje od dziesiątków lat miały wśród etnologów opinię wymarłych, kultywowanych jedynie w wydaniu folklorystycznym... Tymczasem w okolicach Wyszogrodu w miejscowościach Podgórze, Kupise i Stare Gałki chodzenie z Gaikiem jest ciągle żywe i autentyczne. Na Mazowszu płockim ma ma ono miejsce rankiem następnego dnia po chodzeniu po Alleluja, czyli w wielkanocny poniedziałek. Jeżeli do obejścia jest większy teren, Gaik kontynuuje swoją wędrówkę w niedzielę przewodnią. Grupa odwiedza domy, śpiewając piosenkę o Gaiku, za co jest nagradzana drobnymi datkami. Tradycyjną zieloną gałązkę prowadzą zarówno dziewczęta jak i chłopcy.
Zwyczaj Chodzenia z Gaikiem był znany w różnych częściach naszego kraju. Występował w różnych porach okresu wiosennego, lecz zawsze miał podobny scenariusz, a piosenka o Gaiku, mimo, że ma niezliczoną ilość wariantów zawsze zawiera kluczowe elementy wspólne. Pochwałę Gaika, jego urodę, życzenia dla gospodarzy i obecność wyimaginowanego '' pańskiego synka'' w grupie. Ciekawostką jest fakt, iż kolorową wiosenną gałązkę utożsamia się z panną młodą- lecz ów symboliczny związek jest znany tylko najstarszym z mieszkańców Mazowsza płockiego.
Wyraźny zanik tego zwyczaju nastąpił po pierwszych latach po II wojnie światowej. Chodzenie z Gaikiem co istotne, nie było znane po drugiej stronie Wisły . Ten znamienny fakt, ukazuje odrębność ziemi płockiej od innych regionów Mazowsza!
Poniżej przedstawiam tekst piosenki o Gaiku śpiewanej przez panią Alinę Sikorę z Podgórza:
My do tego domku wstępujemy,
Szczęścia, zdrowia wienszujemy;
Byście państwo zdrowi byli
Szklaneczkami winko pili
Ref. Nasz Gaik zielony pięknie ustrojony
Pięknie mu się chodzi, bo mu się tak godzi
My ze swym Gaikiem przez piec, za piec
A za nami pański chłopiec
Ref. Nasz Gaik...
Nasz kogucik taki żwawy,
Jak dogoni to przewali
Ref. Nasz Gaik...
My ze swem Gaikiem po li po li moście
Przyglądają nam się panowie i goście
Ref. Nasz Gaik...
Bośmy dzisiaj rano wstali
Zimną rosę obtrząsali
Ref. Nasz Gaik...
A dajcie nam co macie dać
Bo nam przyjdzie długo czekać
Ref. Nasz Gaik...
Chodzenie z kogucikiem - obrzęd, który już zaniknął z ziemi płockiej... |
Odkrycia ludoznawcze płockich etnografów z Muzeum Mazowieckiego w Płocku to ogromna niespodzianka a zarazem miłe poczucie,że pomimo industrializacji wsi mazowieckiej wciąż kultywuje ona swoje rodzime obrzędy. Warto zapoznać się z nimi goszcząc w murach spichlerza- gdzie otwarto wystawę na ten temat. Tym bardziej, że nasi etnografowie w iśćie sprinterskim tempie zebrali te materiały, aby je jak najrychlej zaprezentować. Zapraszam gorąco- byłem, widziałem i podziwiałem.
Wykorzystałem materiały z folderu wystawy pt. '' Z wodą, gajem i chorągwią, wielkanocne chodzenie na Mazowszu''. Autorzy: Magdalena Lica- Kaczan i Grzegorz Piaskowski, Płock, 2013 rok.
To "Chodzenie za polem" wcale nie jest takie nieznane w Polsce. To stara tradycja. Obecnie czasem robi się z księdzem, który święci pola.
OdpowiedzUsuńOgólnie chodziło o odegnanie "złego", aby dobrze rosło.
Święcenie pól jest znane w Polsce. Najbardziej ze Śląska w Pietrowicach Wielkich koło Raciborza (procesje konne z udziałem księdza). Znany również jako rębowska wersja EMAUS. Niemniej jednak wystawa mówi o "chodzeniu za polem" w Łowickiem, o obrzędzie, który na tle innych, znanych w innych częściach kraju, jest najbardziej rozbudowany, charakteryzuje się różnorodnością występujących w nim elementów. Wśród tych naczelną uwagę zwraca występujący obok symbolicznego potwierdzania granic pól przynależnych do danej wsi i magii agrarnej - dziejący się pod osłoną nocy rytuał inicjacji młodych chłopców! Po obejściu pól wracają do wioski już jako mężczyźni :). [etnograf.mlk]
UsuńRzeczywiście, czasem praktykowane jest święcenie pól przez księdza. Jednakże ''chodzenie za polem'' przedstawione na wystawie w muzeum jest zdecydowanie bliższe autentyczności... Wychodzi od prostego ludu, który rozumiał jego sens.
OdpowiedzUsuńKsiądz też rozumie jego sens - co łaska, ale nie mniej niż 500 zł :)
OdpowiedzUsuńO tym, że nie pomyślałem :):):)
OdpowiedzUsuńTo pomyśl, księża też bardzo chętnie błogosławili oddziały "wyklętych" idących na kolejną pacyfikację białoruskich wieśniaków, tudzież wykonanie wyroku na geodecie, który dzielił ziemię z reformy rolnej dla chłopów.
UsuńA wszystko w myśl zasady:
"Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem."
bardzo proszę autora tekstu o poprawienie nazwiska współautorki wystawy, powinno być: Magdalena Lica-Kaczan, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPisała na ten temat Irena Lechowa, Obrzędowe obchodzenie granic pól w Łowickiem w świetle materiałów porównawczych, Łódzkie studia etnograficzne, tom IX, Łódź 1967, s. 277-301.
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Autorom wystawy znany jest ten tekst. Na wystawie, jak i w folderku do wystawy czynimy stosowny przypis :)
UsuńBardzo przepraszam za przeinaczenie nazwiska współautorki wystawy etnograficznej panią Magdalenę licę- Kaczan. To było moje gapiostwo. Dziękuję za zwrócenie uwagi i za wyrozumiałość względem mego nieuważnego czynu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Gratulacje dla płockich etnografów. Wystawa bardzo ciekawa, a i sama uroczystość otwarcia na długo zostanie w mej pamięci.
OdpowiedzUsuńAż nogi się rwały, żeby wskoczyć do izby, porwać gospodynię i na klepisku tańcować do rana.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń