A nad Wisłą mgły. Gęsty opar mleka , gdzie tylko twoje myśli, powiewy wiatru i rześkie zimno.Można jechać rowerem bez obaw, że ktoś będzie śledzić wzrokiem. A najlepiej nocą, długo przed świtem. Dobrze jest się zatrzymać daleko za miastem i posłuchać bicia własnego serca. Jest głośniejsze, bardziej wyrywa się na zewnątrz. Wrzeszczy.
Kiedy cyklista uświadamia sobie cudowność swojego istnienia, smaku życia, pragnienia wolności- to niechybny znak, że jest w drodze, ku czemuś, co go woła. Przeznaczenie, stan umysłu, niepokój duszy, a może po prostu piękny obłęd nieprzystosowania? Na zmarzniętych trawach przywiślanej ślepoty objawia mu się swoboda, za którą tęsknią miliony istnień ludzkich. Niby z wolną wolą, a stłamszonych pułapkami swoich życiowych wyborów. Tych, co już przegrali, bo nie mieli nawet wyboru. i tym, którym się wydaje, że zdobywają to, co im się należy. Niektórzy są przekonani o swojej nieomylności.Ci bardziej bezczelni uważają się za niezwyciężonych bogów.
Gdy noc styka się z nieśmiałym różem świtu, a zza ściany niewidzialnej mgielności kaczki wyśmiewają naszą obecność; czas nabiera wyrazistości. Nie staje w miejscu, nie zamienia się w smutny letarg, lecz właśnie się dzieje! Szum wiślanego nurtu bijącego o kamienistą główkę nieopodal starorzecza przybliża go do marzenia. Jest zagadką, która nie daje spokoju. Nęci słodyczą wyobrażeń, rojeniami mijanych krajobrazów, obcych domostw i dzikiej przyrody, przy której dostrzega sens tego, co go otacza. Nawet okrucieństwa zła...
Cień, który nam towarzyszy istnieje jedynie dzięki sztucznemu światłu i słońcu. Jeśli one znikają on także umiera. Zaciera swój sklonowany niebyt z autentycznej sylwetki. Zatem nie ma czegoś takiego jak los i przeznaczenie. Człowiek sam je sobie wymyśla, albo jego osobiste ograniczenia, zwodzące go na manowce. Nocna jazda rowerem jest jak wędrówka nomady. Nigdy nie zastąpi jednak tego, co nieprzerwane-wieczna droga, tułaczka, odległy cel. Bolesny głód i odrzucenie. Połykanie przez bieżniki opon kolejnych metrów to śmieszne oszustwo. Jest żałością turyzmu z podróbki małego człowieczka zdobywcy.
We mgle widać więcej.Skraplająca się wilgoć, krople rosy na wierzbach i stopione resztki śniegu to brutalna rzeczywistość. Cudowna a zarazem pełna lęków i obaw. Jesteś zdana/ny na samego siebie. Bez cienia-klona iluzji. Każdy wybór, to ostateczność. Symbol tego kim właściwie jesteś... Wówczas pozostaje serce, bijący wysiłek twojej nocnej wycieczki. I to prześmiewcze echo kaczek kaleczące uszy. Drażni bardzo.
W namiocie, pod ochronną płachtą materiału wybierasz przepowiednię rodzanic. Rzeczną pielgrzymkę, leśną głuszę i przestrzeń. Własny los, któremu się uparcie opierałaś/eś. On żył w twojej intuicji, w uświadomieniu najintymniejszych tajemnic. Teraz wszystko ci obojętne, czy staniesz się wyrzutkiem, białym aborygenem, bezdomnym kloszardem. Albo wspomnianym nomadą, co odkrył, że może pójść za głosem swojej tęsknicy. Innych dróg nie ma, albo wóz, albo przewóz.
Gdy piętno nieprzystosowania do obłudy i człowieków-masek nabiera cech obrzydzenia, lepszy taki wybór aniżeli bylejakość. Szacunku do samej/go nie kupisz nigdzie. On wyrasta z ciebie. Po woli trzeba się zatem żegnać, pogodzić się z tym, że przegrałem, ale w oczach innych nie w swoim mniemaniu. Krok po kroku. Rower nie będzie już pretekstem do strachu. Wszak, gdy zobojętnienie zamienia się w nieposłuszeństwo, miarowe wiosłowanie na kanu jest czystą przyjemnością. A słońca i tak nikt mi nie odbierze.
Mgły kiedyś opadną.
Stylistycznie i językowo, to chyba twój najlepszy tekst, nawet błędów prawie nie ma albo dobra korekta była :)
OdpowiedzUsuńTylko nad przesłaniem przydałoby się popracować, bo nadal dość enigmatyczne. Drugi Mariusz Wilk nam rośnie, tylko nie pij tyle co on :)
Życzliwy anonimie, dzięki za krytyczne uwagi. Posypię głowę popiołem na znak pokuty. A korekt nigdy nie robię, idę na spontan :) Do Wilka to mi daleko, ja pijam kwas chlebowy i zacnego Ciechana.
OdpowiedzUsuń