niedziela, 2 sierpnia 2020

W bramie z widokiem na deszcz

Można wszystkiego dotknąć i poślizgnąć się po gładkiej powierzchni własnego tyłka. I nic nie poczuć. Być jak tępy przedmiot ubrany w żywą tkankę żył, ścięgien i i ciurkających potoczków krwi. Posiadać aparat mowy, słuchu i widzenia i nie być świadomym tego, że się żyje naprawdę.



Można nałożyć słuchawki na uszy i uciec w dźwięki naszej ukochanej muzyki. Iść przed siebie z wlepionym wzrokiem na ekran smartwona i stracić życie, lub zdrowie pod kołami nadjeżdżającego auta. Biec brzegiem morza i oszaleć, kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że jesteś poza kadrem własnej egzystencji i marzeń. Bo wciąż są poza zasięgiem Twojej mobilności. Jakby real stał się złudzeniem. A Twój oddech wirtualnym biciem serca porzuconym gdzieś na ugorze i zabitym opryskami chemikaliów.

Najgorszy jest dotyk mokrej dykty, która leży przy śmietniku i nie chce się rozłożyć. Jest jak krajobraz, w którym przez dziwne okoliczności losu, albo nierozumnego przypadku się znalazłeś. Namoczony puchnie i wydala niemiłą woń wilgoci i rozkładających się cząstek organicznych. Zgniłe skórki obranych jabłek i ścieki wylewanych nieczystości do rzek i jezior. Jeśli kiedykolwiek poznasz ich odór, zrozumiesz w czym jesteś ubabrany.


Czystą myśl możesz odnaleźć stojąc w pustej bramie opuszczonej kamienicy. Kiedy nic i nikt nie zakłóci peregrynacyjnych wędrówek poza horyzont dziurawego nieba. Gdy ulga opadających kropel letniego deszczu sprawia, że czujesz ukojenie i przyjemność. Byleby jak najdalej o zsypu na śmieci z jednorazowych reklamówek. Z nadzieją, że jakiś wirus zamieni się w soczystą zieleń bluszczu na ścianach budynku... Kilka wróbli z lubością wtedy moknie, to lecąc, to siadając na chodniku. A następnie kąpie się w kałużach lustra szarego nieba. Można oprzeć się wówczas o murek bramy, wyszczerbienia cegieł i opadającego tynku sprzed wojny. Usłyszeć rozmowy babuleniek okrytych chustami na uszy. Żadna ławka nie była wtedy tak samotna jak dziś.

W deszczu chce się pójść pod podwórkowy trzepak i pokopać piłką. Zapatrzeć się na poczciwą Syrenkę sąsiada, co pożarły zapomnienie i obojętność wnuków. Zjeść pajdę chleba ze smalcem z babcinej miłości. W bramie z widokiem na deszcz.








4 komentarze:

  1. Cieszę się, że wróciłeś do pisania. Często tu zaglądam i jak nic nie ma to buszuję po archiwum. Jesteś bardzo autentyczny Sławku w tym co robisz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo Ci dziękuję. Spróbuję częściej pisywać. Powód to brak stacjonarnego internetu. Chociaż teraz ciężko po tym, co wyprawiamy z polskimi rzekami... Uściski wirtualne posyłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne okoliczności ubrane w poezję. Zupełnie jak kamień szlachetny, gdzieś w kąt wciśnięty, lecz nie zapomniany.💖

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci Greenway. Nigdy jest niezapomniany. Zawsze błyszczy, nawet jeśli nikt nie dostrzega.

    OdpowiedzUsuń