Człowiek za dużo gada.Jest jak strzelający kałasznikow z prującą serią jednostajnych zdań.Słowotokiem zalewa wkoło wszystkich dookoła.Głuchnie.Pode mną szeleści ściółka zleżałych liści.Korzenie olch wystają ponad bagienne kałuże.Ślady dzików spulchniły czerń gleby.Przypominają rozkopane doły.Las choć okaleczony nowymi zrywkami ziemi i zdartym mchem na nowo przemawia.Słucham jego opowieści.
Jar imielnicki w Płocku |
Poziomkowa polanka zarosła zgniłą paletą jesieni.Gdyby nie białe brzozaki byłoby smętnie.Widzę dziadka uśmiechniętego od ucha do ucha.Zbiera drewno do naszego pieca na zimę.Choć to dopiero lato.Wyobraźnia robi mi psikusa.Powracam do lat dzieciństwa.Tutejsze bunkry są naszą areną walk.On podły zaborca goni mnie,by pojmać.Ja uciekam,kryjąc się w rowach strzeleckich.Prawdziwa wojna.Salwy śmiechu burzą lęgowy spokój ptactwa.
Ścieżka wyprowadza mój stan odrętwienia ku teraźniejszości.Czasem chciałbym zaszyć się w autyzm mojej utopi...Uciec w coś prostszego,pobyć tam aż po zapomnienie.Idę.Teraz jar staje się szerszy.Łęgowina gęstnieje,zahacza o mnie.Bije po twarzy.Leżąca kłoda jest moim wybawieniem.Siadam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz