Chciałem pójść sobie i iść byleby skończył się słowotok zdań,które padły.Zatrzymać podły chichot losu i wykrzyknąć - Dosyć ! Nie potrafiłem.W tle agresywny łomot czegoś,co nazywa się muzyką zagłuszał całe ludzkie dobro tkwiące w nim jeszcze.Był jak walenie młotem kowalskim w rozżarzone żelazo i głucho dudni.Bez przerwy.A w twojej duszy bezradność.
Przy jednym stole kilkanaście osób.Atmosfera gęsta od lepkiej goryczy wżerającej się w kruche ciała.. Piekielnie kaleczyła Sprawiała,że za chwilę rozsadzi pomieszczenie które połykało nas od środka. A zaraz potem wypluje z całą zawartością przeterminowanej niestrawności.
Rozbiegane oczy gonią za innymi,zmilczenie klonuje wrzaski,głosy się podnoszą dłonie zaciskają.Pod stołem areny niewidzialnego ,stopy szurają po podłodze i zmieniają położenie na boczne. Pierwsze skurcze mięśni.Pot pod cholewkami butów.Wymowne milczenie.
To zdjęcie dedykuję wszystkim członkom i sympatykom " Stowarzyszenia Tradytor " w Płocku. Nawet nie wiem,kiedy staliście się dla mnie tacy ważni ( ... ) |
Moja wina. Obiecałem,że napiszę mini monografię o rzece Rosicy.Nie wyrobiłem.Dzwonił do mnie - Kiedy będą te dwa wnioski o pomniki przyrody ? Nie złożyłem. Każdy czegoś nie zrobił i nie dopilnował. Ktoś wyjechał,ktoś czasu nie miał...Za dużo coś wykrzyczał.
Tylko jakoś to życie nam umyka. Tak niewiele potrzeba,by się przyznać.Ja i ty ,my wszyscy nie dopilnowaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz