piątek, 27 stycznia 2012

Domownica

Wczoraj złapała mnie za szyję i nie chciała puścić.Przylgnęła do mnie ssąc życiodajną ciecz.Była moją zjawą,demonem z piwnicznych lochów kazimierzowskich spichlerzy.Kręta autostrada rzeki owijała się coraz ciaśniej,tak,że brakowało mi tchu.Jedna przeistaczała się w drugą.Były niczym żmijowe bliźniaczki zrodzone z korzennych olszyn z jarów karzełkowatych istot.
 Iść we własny mrok myśli
Nie wiem,kiedy opętały mi umysł.Jakim cudem weszły w ten cały obieg galaretowatej mazi.Czułem,że mam pasożyta,dwóch jadowitych potworów.Wyszły z krypt umarłego pastora.Z ewangelickiej samotności sproszkowanych kości.A nad nim wciąż biły w górę starodrzewia skarg oplecione bluszczem zimy.
Teraz wrzeszczy,szarpie mi skórę,którą rozrywa.Jedna i ta kolejna.Wiślane starorzecza bulgoczą od błotnistego szlamu.Wylatuje z nich gromada komarów.One też żyją,lecz zahibernowane moim oddechem zduszenia opadają na ziemię.Staje mi obraz katatonii.Natura zdziczonych niemowląt piszczących w niebogłosy.Świat zapada się na moich oczach.Czerwona krew tryska jak z gejzerów podpłockich źródlisk.Wampirzyce mają swój sabat,za kilka godzin zacznie się orgia.
Gdzie ja jestem.Dlaczego czaszka zdechłego jelenia leży na wysokości moich brew?
Z dedykacją dla tych,co nie owijają w sreberka. (:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz