sobota, 28 kwietnia 2012

Uwiązanie.

Jestem na uwięzi.Noc choć piękna wcale nie przynosi ukojenia.Księżyc uczepił się tego czarnego sukna nieba też  bez jakiejś ochoty.Może również przymusem wisi na tej górze i świeci ślepo.Wcale nie mam pewności,czy jestem tu , gdzie jestem.Gdy coś takiego ponawia się w moim postrzeganiu rzeczywistości,to sądzę,że sam jestem abstrakcją złudności.

Chcę zejść ku wiślanym brzegom.Zaszyć się w kryjówce drzew i zamoczyć stopy.Poczuć ich chłodny wyziew.Lecz nie mogę.Na Tumskim Wzgórzu obce mi spojrzenia paraliżują każdy mój ruch.Szydzą i wyśmiewają.Ziemia staje się kleistą gliną z potłuczonych wczesnośredniowiecznych amfor.One się rozpuszczają.Spływa z nich trupia ciecz.A echa dobywających szmerów wchodzą nieproszone w myśli ,natarczywie podpuszczając,abym się im poddał.

Czuję się zaszczuty.Jakby otoczony przez bandę  zdresiałych oprychów,którzy lada moment zaczną okładać mnie kopami.Splugawiony.Obojętny światu.

Patrzę na znajomy sierp zawieszonej jasności.Szukam w niej nadziei.Lecz ona jest zimna.Jak mury zamczyska oblężonego przez jaćwieskie plemiona.Porowatą nieregularnością cegieł ranią mi dłonie.Teraz pojmuję.Żyję złudzeniami przeszłości nie mogąc odnaleść terażniejszej wspólczesności tego,co obecne.Uwiązany jak wół.

                                   
Nie sądziłem,że tak mnie to zaboli...Wolałbym zostać żebrakiem przed wejściem do płockiej fary i błagać o nędzne datki.Usiąść pod figurą świętej Barbary żeby zwaliła się na mnie jej posągowa ociężałość.Zapomnieć,że jestem.Znaleść się w dziobie puszczyka,który za moment uniesie mnie wysoko i wypuści na katedralne iglice.Przynajmniej byłby jakiś sens.

Uwiązany niczym cień do przydrożnej latarni nadal udaję,że to wszystko sen.I ten księżyc i mury zamku i wstyd,że nie mam siły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz