wtorek, 15 stycznia 2013

Imielnicki jar w Płocku.

Tutaj jest żywa pamięć i przyroda do której często prowadzi mnie droga. Poziomki na zboczach jaru, gdy miałem może z dziesięć lat. Kamienisty nurt strumienia i samotny głaz w dolinie opłukiwany przez ten ciek. Para dzięciołów czarnych oblatująca pnie brzóz i rudziki myszkujące w leśnym runie. To wszystko moja pamięć.



Kiedy poznawałem ten las z ponad 100-letnimi olszami, brzeziną i jesionami towarzyszył mi dziadek. Tam właśnie zbieraliśmy chrust na opał do naszego pieca i tam także wojowałem ukrywając się w schronach z czasów II wojny światowej. Wychowałem się w nim. Odkrywałem jego sekrety. A gdy wiosną kwitły żółtojasne  kwiatki śledziennic po prostu siedziałem godzinami nad rzeczułką i marzyłem. Olchy jedynie szumiały. Słowiki śpiewały i nawet dzik zajrzał, aby się napić wody. Warunek był jeden- być cicho.


Teraz po wielu latach, gdy dziadek mi już nie towarzyszy; wędruję po nim samotnie. Zdarzy się,że wracając od kumpla wchodzę do niego choćby na parę chwil, a potem idę na pobliski przystanek i wracam do domu. Nadal jest mi bliski, bo żyje w nim moja pamięć z dzieciństwa. Dolina zmienia się i pewnego dnia zwyczajnie zamieni się w śmietnisko... Nad nim złowieszczo wiszą zwały ziemi wyrównanej przez spychacz. Tam jest cmentarz na którym pojawią się nowe pochówki. A wraz nim kres jaru, którego tak ukochałem. Myślę, że kiedy go zasyfią już tak dogłębnie, wytną ostatnie drzewa a strumyk zamieni się w  trupi ściek wypływający wieloma strużkami ze spękanych żył skarpy- umrę w raz z nim... Kolejne magiczne miejsce pójdzie w otchłań. Pozostanie tylko moja pamięć.


Dziś odwiedziłem go kolejny raz. Sypnęło pięknie śniegiem, więc warto było uwiecznić jego powab. Znajome ścieżynki i ulubione pnie  milczących przyjaciół. Pogadać z przeszłością i z cieniem dziadka. Choćby symbolicznie, bo przecież on mi pokazał zalesiony jar z pokrzywami na których siedziały za dnia małe ciemki a na białej strukturze brzóz- motyle brzozaki. Pewny jestem do dziś, że nikt nie zwraca na nie uwagi. Ot, zwykłe zielsko zakrzaczone głogiem. Tylko przeszkadza. Motyle zaś kryją się zamaskowane w szczelinkach kory białych dam i szydzą z ludzkiej ślepoty. Ja także.


Jar i cały las nie jest moją prywatną własnością. Nie kupiłem go ani nie ogrodziłem siatką i drutem kolczastym. On jest we mnie. Żyje w emocjach i we wszystkich tęsknotach jakie stały się jego udziałem. Pomyślałem ,że podzielę się z nimi. Otworzę go dla innych. Może ktoś go na nowo odkryje ?

1 komentarz:

  1. Ładnie napisane, czuć, że kochasz to miejsce. Oby trwało w tym kształcie jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń