czwartek, 10 stycznia 2013

Puszcza...

Tym razem zapragnąłem puszczy. Takiej nieprzebytej, gęstej i obcej, gdzie jestem po raz pierwszy. Moje chcenie to coś więcej niż ucieczka, to po prostu ratunek przed szaleństwem. Wszędzie osaczają mnie ludzie zbroczeni krwią, przemocą i nieżyczliwym spojrzeniem. W delcie Nigru w Nigerii ogromne połacie tamtejszych bagien zatruto. Tysiące wycieków z nieszczelnych rurociągów wylewa swoją gęstą i czarną ciecz w ich krwiobieg. Zaś zwykli ludzie piją śmierdzącą wodę i zapadają na nowotwory. Jest tylko przemoc, zabijanie i korupcja. Tylko wielkie międzynarodowe koncerny zbijają majątki .

Iść do puszczy i nie patrzeć, nie słyszeć więcej takich okropności. Położyć zbolałą głowę na miękkim iglastym posłaniu ze świerka i scalić się z zieloną ciszą. Nawet zimową porą. Zapomnieć o tysiącach odciętych rekinich płetwach suszących się na statkach, które zostaną przerobione na zupę i afrodyzjaki na potencję... Bo w Azji wymyślono sobie, że taka jest tradycja! Dla mnie zaś to zwyczajne plugastwo, głupota eunuchów z kompleksem małości. Widzę krew. Utopione żywcem wielkie ryby, umierające w męczarniach w jakimś oceanie, bo odcięto im płetwy, a one nie mogą się nawet ruszyć.

- Uciekać!, uciekać!, bestie w ludzkiej skórze mnie gonią. Gdzie jesteś wielki Stwórco tego świata? W zamkniętych kościołach, meczetach i człowieczych sumieniach ?!

W puszczy ochronią mnie kurhany moich pogańskich przodków.Wolę ich barbarzyństwo, niż pozłacane ołtarze.O wielki Perunie- zagrzmij, spal piorunem to całe zło, proszę!

Słyszę jak się zbliżają, rycząc. Powalają stare wielkie drzewa. Buldożery i ciężkie gąsienicowe maszyny zrywające kolorowy świat orchidei z konarów. Płaczących indian, wodzów plemiennych zabijanych przez morderców nasłanych przez brazylijski rząd. Amazonia dogorywa... Już niedługo spękana czerwona gleba nic tam nie urodzi. Pochłonie ją erozja i susza. Gryzący dym spalonej dżungli. Szczątki leniwca w kałuży oleju.

Szukam cienia dębowych mędrców. Spokoju i ratunku. Czystego żródełka przy którym obmyję twarz  i własny lęk. Samotność. Uleczy duszę tak samo przerażoną jak moje ciało. A potem jeśli będę miał siłę i odwagę pójdę przed siebie w białowieską knieję i na klęczkach prosić będę o wybaczenie. Może ktoś usłucha.

Dedykuję mordowanej przyrodzie świata....

3 komentarze:

  1. Aleś się wzniecił, ochłoń, bo ci żyłka pęknie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Żyłka mi nie pęknie, raczej złość się bardziej rozpali. Chciałbym trochę twojej obojętności- bo widzę, że ciebie to nie rusza.
    Dużo dobrego ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń