niedziela, 8 grudnia 2013

Śnieżny puszek w dolinie Brzeźnicy w Płocku

W końcu wściekłe wichury i zamiecie śnieżne odeszły w otchłań przeszłości. Teraz pojawiło się długo oczekiwane słoneczko z przepraszającym uśmiechem ponad ogołoconymi konarami drzew. Z nich przebijają  wydłużone smugi cieni. Padają na brzeźnicki nurt rzeki tworząc malarską mozaikę wytchnienia. Wróciły z kryjówek wątłe strzyżyki i ciekawskie stadka sikor. Oblatują teraz swoje miejscówki. Jest weselej.
W dolinie Brzeźnicy.
Czerwone korale :)
Główne koryto rzeczki.
Idziemy wzdłuż zmarźniętych brzegów. Urzekają iglicami szpikulców nanizanych w wodzie. Ma się wrażenie, że zaraz ukłują, gdy się je dotknie. Lekka powłoczka śnieżnej bieli zaległa na smutnej glebie. Gdzieniegdzie tylko przebija jakaś czerwień owoców na krzakach. Wystają w niemej skardze wykroty wierzb i obalone przez żywioł wiatru smukłe olchy. Napotykamy także ślady saren i bobrze ścieżyny prowadzące ku rzece. Na krętych zakoliskach szumią zapory zbudowane przez tych futrzaków i ślinią się kipiącym językiem. Wyglądają bajkowo.
Ścieżyna bobra prowadząca do rzeki.
Tama bobrowa.
W słonecznym blasku...
Zdziczałe łąki opromienia poranek słońca. Ostatnie płaty dawnych sadów chłoną jego ciepły kocyk rozrzutności. Do wieczora musi im wystarczyć.Rzeka nadal rozcina całą dolinę wężowatą blizną brokatu. Lśni. Chociaż jej wtórny brud z różnych odpadów plastiku i butelek po smarach ropieje ludzką głupotą. Przyroda walczy o swoją godność.Czy starczy jej sił?
Starodrzew wierzbowy w dolince.
Rzeczka Brzeźnica.
Ślady mieszkańców parowy brzeźnickiej.
Odchodzimy w gąszcz zmilczanego sumienia. Nikt go tam nie chce usłyszeć, prócz samej rzeki. Ona nadal krzyczy. Jej progi rzeczne oraz urozmaicony nurt, czasem bardzo dziki podcinają wysokie skarpy. Niszczą zawzięcie stromizny ścian jakby chciała się odegrać na ludziach. Ruiny opuszczonych domostw z lat 60-tych ubiegłego wieku przypominają, że nic nie jest dane na stałe. Ludzie obumrą wraz z jej rzecznym cierpieniem. A przecież można było współistnieć...
Brzeźnica.
Oj, kłuje :)
Pierwszy kundelek Rzeczypospolitej -Perka :)
Moja psina chce już wracać do domu. Patrzy nieufna pytającymi ślepiami o sens moich rozważań. Rozumiem ją. Natura bywa przewrotna. Może przecież zadać ból. Sprawić, że umysł sprowadzi na manowce, oszuka rzeczywistość. A wtedy majaki duchów jej dawnych mieszkańców po prostu odegrają się na nim. Jak drapieżny szczupak na nieuważnej ofierze. Jeszcze kilka fotografii, kilka zdań do psiny i postanawiam posłuchać mojego wiernego przyjaciela. On nie zdradzi!

1 komentarz:

  1. Malarsko-poetyczna opowieść o zimowym spacerze. :)
    Piękno dzikiej Natury i rany zadane jej przez ludzką bezduszność. Niszcząc Naturę niszczyły siebie. Kiedy to wreszcie zrozumiemy?
    A piesek wdzięcznie pozuje. :)
    Greenway

    OdpowiedzUsuń