niedziela, 23 listopada 2014

Wiślane płycizny-piękno niedoceniane

Łęgi topolowe nad Wisłą.
W lasach topolowych susza. Zagłębienia, które od zawsze zajmują podmokłości upodobniły się do czarcich dołów. Obrasta je trawsko i czerwień jeżynowych liści. Złamańce gałęzi zalegają w chruście runa. Bliżej brzegów rzeki piaszczyste mielizny obnażają prywatność saren i bobrów.  Pazury, opuszki łap,zadrapania w mokrej brei błota wskazują wodopoje zwierząt. Z ostępów łęgowych ciągnie się szlak jeleni. Łoś także tutaj dreptał.

Odciski łabędzi na mieliznach.
Cudne nadwiślańskie brzegi.
Biel łabędzi pływa na płyciznach. Odcinają się w baletowym tańcu powtarzalności. Przywykłe do tego, że w grupie śmielej można usiąść na łasze i poskubać pierz. Rozłożyć skrzydła, mocno powachlować nimi w powietrzu. A później wrócić do wody i zanurzyć dzioby po giętkie szyje. Wtedy jakiś wodorost zawiśnie przed konsumpcją. Niektóre po prostu śpią skrywszy swoje rzęsy z upierzonych snów. Reszta w stadnym szyku opływa wysepki i szuwary pobliskiego wiśliska i sporadycznie wzbije się w locie. Najczęściej gdy coś je spłoszy. Samotność im nie straszna. Brakuje kaczek, jakby się wyniosły w odleglejsze rejony.

Tuż przy brzegu leci błękitna strzałka-to zimorodek. Od wielu lat nieprzerwanie zalatuje w tę miejscówkę. Odstające kikuty ponad taflę wody i mielizn oraz korzenie drzew dają mu szansę, by odpocząć lub zapolować. Jako, że jest cierpliwy, zawsze coś skubnie w rybie łuski. Talent wyszukiwania głębszych kałuż wynagradza. Przyglądają się temu ciekawskie raniuszki. Siedzą stadkiem po koronach wierzb i szczebioczą. Jak się znudzą, obsiadają starsze gałęzie wiklin

Dyskretne piękno lasów łęgowych.
Ogryzki bobrzego siekacza jaśnieją w słońcu. Tu i ówdzie całe topole powalił w inżynierskim amoku. Trzeba uważać na zdradliwe nory zamaskowane w ziemi. Tam, gdzie trawy wyższe, ciągną się jego tunele. Sprawny piechur może iść przed siebie bez wysiłku. Byle w ciszy, aby nie wystraszać mieszkańców tej okolicy. Wówczas i futrzak nie będzie mieć żalu, żeśmy wykorzystali jego ścieżkę. Muliste ławice przyciągają do odwiedzin. Oblewa je płytki nurcik warkoczykowania. A jako, że są puste z przyjemnością można sobie tam pochodzić. Jest w tym spory pożytek-uczymy się rozpoznawania śladów po zwierzętach i ptakach. Czasami sfotografować jakiś szczegół, cień kłody lub ławicę drobnej ryby.

W słońcu.
Wiślane mielizny z łęgami na brzegu.
Ślady wiślanych małży.
Szerokie, podłużne namuliska wrzynają się jęzorami w głąb rzeki. Odchodzą coraz bardziej od grzywiastego brzega i łęgu. Ten pejzaż nabiera czegoś wysoce artystycznego, nie zakłóconego sztucznym tworem obcości. Las w odbiciu wiślanej wody dotyka pierwotnej pamięci dawnych puszcz. Starorzecza są tego dowodem. Hieroglifami pisma słowiańskiej polskości..., w rytach małży, w bieliku głośno artykułującym o swojej potędze. Jest pięknem samym w sobie. Rzeka dając, potem odbierze. Zatopi namuły z ich chwilowym tryumfem i nietrwałym zapisem. Łęgi jednak pozostaną, chyba, że jacyś barbarzyńcy wytną je w pień.

Utracony świat prostoty...
Wieczór.
Nadchodzi wieczór. Słońce schyla się ku topolowym trawom i liże je delikatnie.W oddali łódź z wędkarzem przyobleka w kruchą skorupkę. Zaraz zniknie w mroku nocy. Bezpowrotnie pożarta. Trójca łabędzi podąża ku legowisku na skrwawionym niebie. Sączy ból przemijania. Cienie wierzbowych zarośli w oczekiwaniu na wyższy stan wody, wydłużają swoje macki. Pragną choćby źródlanej wilgoci, co nakarmi wysuszone do cna łożyska wiślisk.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz