piątek, 26 grudnia 2014

Gdzie wodospadów szum

Przyprószyło. W olszynach i w jarze zupełnie pusto. Czarny dzięcioł przelatuje z drzewa na drzewo. Jest ociężały i gdy tak faluje w locie ma się wrażenie, że zaraz runie na ziemię. On jakoś dociera w konary i przystukuje wesoło wkoło kory. Potem znowu ucieka.

Łęg olszowo-wierzbowy.
Meandry strumienia głęboko w jarze.
Brzegi strumienia ścięło szklistą powłoką. Sam ciek mocno przybrał i wartko tnie głębię dolinki. Opady deszczu dały mu moc.Jego siła jest tak destrukcyjna, że przerywa bobrze tamy, co sprzyja tworzeniu się wodospadów. Niektóre sięgają ponad metr wysokości i kipią spienionymi jęzorami. Gdy się dłużej przystanie ich huk zalega w uszach jeszcze dłuższy czas podczas wycieczki. Źródełka warkoczykują ze spękań w skarpie. One nie zamarzły i zasilają główny nurt rzeczki.

Przerwana tama bobrowa.
Wodospady na tamie.
Wzdłuż brzegów pośród wierzbowych zarośli sporo dołów po futrzakach. Tutaj nie budują żeremi, to nazbyt pochopne z uwagi na ludzką penetrację okolicy. Jestem tego przykładem. Kopią zatem rozgałęzione systemy nor w których czują się bezpieczne. Należy zachować ostrożność.W górnym odcinku rzeki jest jedyna zachowana żeremia  góra, ale znam ją od ponad 15 lat i czasami bywa opuszczona na pewne okresy. Wczesną wiosną zaskrońce wykorzystują ją do składania jaj. Z kolei stary bywalec tego miejsca-jastrząb lubi tam zapolować na młode wijące się oseski. Takie nieboraki nie mają szans w dziobie skrzydlatego drapieżnika.

Jęzor.
Powalona olsza.
Ty mnie widzisz,  ja cię widzę :)
W miejscach, gdzie słońce operuje dłużej biały puch śnieżny ustępuje błotnym brejom Pod dorodną jabłonią, co od dawna zdziczała zalegają zmrożone owoce. Podchodzę bliżej i zauważam, że dla małych gryzoni, to doskonała spiżarnia. Dla tutejszych kosów to również pewien ratunek. O dzikach nie wspominając.Wokoło drzewa ziemia jest zorana i uważnie przekopana. Od czasu do czasu nad moją głową skrzeczy sójka, odwieczna wędrowczyni, co nigdy nie odleci do ciepłych krajów. Jest nachalna jakby domagała się uwagi.

Jest moc, jest piękno...
W całej okazałości...
Strumień w zimowym słońcu.
Meandry strumienia miłe dla oka podcinają wyższe burty ziemi. Rzeka poszerza swoje terytorium i wyrywa z korzeniami co słabsze olszyny czy graby. Na tych drugich płożą się bluszcze, ale są jakieś niewielkie i chyba dłużej tu nie zagrzeją miejsca. Zginą. Gliniaste podłoże im nie służy. Większe złamańce konarów przewieszają się nad lustrem wody. W ciepłe dni fajnie na nich usiąść i rozkoszować się widokami jaru.

Strumień sfotografowany pod ostre słońce- ale te cudowne brzegi...
Teraz, gdy las ogołocony z liści obnaża swoje zakamary, też można co nieco zobaczyć. Stąd dzisiejsza wędrówka nad strumień.












2 komentarze:

  1. Piękny, malowniczy strumień. Aż chciałoby się pomalować na matrycy płótnie, tylko gdzie on?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam z tym problem. Wielu nie dorosło do takich miejsc. Często zachowują się tam jak naćpani debile, bez szacunku dla krajobrazu roślin i zamieszkujących je zwierząt. Kiedyś komuś zaufałem, i mnie rozczarował. Miejsce, które żyło śpiewem zięb i kosów zamienił w wysypisko dla puszek od piw... Dawno w nim nie byłem, bo się boję widoku.

    Z rozmysłem nie podaję nazw rzeczek i miejsca, gdzie byłem, nie z egoistycznej prywaty, tylko z bojaźni o ich piękno. Proszę zrozumieć. Na majla mogę podać.

    Do siego roku !

    OdpowiedzUsuń