środa, 2 września 2015

Spływ kajakiem pod Płockiem


Wypłynąłem zaledwie na cztery godzinki. Ów spływik kajakiem miał na celu spenetrowanie od wewnątrz kilku mielizn i łach wiślanych pod Płockiem. Ważkie wydawało mi się szczególnie udokumentowanie fotograficzne skutków panującej suszy i niskiego poziomu wód na Wiśle. A także stanu zdrowotnego flory namulisk, wilklinisk oraz postępującego zrzucania listowia przez tutejsze łęgi. Cóż, zmiany w wiślanej przyrodzie zauważalne są gołym okiem. Brak deszczu męczy naturę, ale ona da radę. Ale z klimatem nie jest do końca pewna sprawa.



Na jednej z podłużnych wysp wśród usychającej roślinności leży kilka martwych piskląt rybitw. Przypominają zmielony wiór białawych plam na tle spękanego błota. Niczym z jakichś pustynnych regionów Sahary. Niska roślinność jest zbrązowiana lub odarta z ożywczych soków. Z dalszej perspektywy obserwatora to zwyczajne badyle. Głębokie szczeliny zasklępionego mulu i błota kłują nagą skórę stóp. Ostrożnie stąpam, lecz po chwili zakładam buty, bo gorący piasek parzy dotkliwie. Wikliny jeszcze mają swoje dyndające frędzelki zieleni, ale i one matowieją. Widać plamki i ślady więdnięcia. Coś w rodzaju rulolowania.



Z kolei w piasku życie wre. Muchopodobne stworki i skoczogonki to podskakują, to ulatują chmarami w górę, kiedy je płoszę idąc ku brzegom wyspy. Ciekawie prezentują się kopczyki , jakby usypane muldy piaseczku. Na ich szczycie jest wgłębienie, a zatem coś lub ktoś tam się chowa. Pliszki siwe z żółtymi krewniakami nerwowo gonią w powietrzu za tym robactwem.  I tak kilka razy pod rząd. Wilgotne wargi brzegów skwapliwie zajmują brodżce, biegusy i czajki. Żerują. Rybitw, kaczek i mew z kormoranami również nie brakuje. Para łabędzi towarzyszy w oddali ośmiorgu młodym. Oko cieszą.



Opuszczam wyspę i wiosłuję w kierunku usypisk z piachu i milelizn. Krajobrazowo to wdzięczny obiekt do fotografii. Dla doświadczonego kajakarza nie sprawiają one kłopotu, bo wie, jak je ominąć. Należy ''czytać'' nurt rzeczny. Dla urozmaicenia pływania lubię sobie poeksperymentować, i podpatrzeć ukosy, pod którymi kryją się większe głębokości. Tam, gdzie kajak szura o dno, wysiadam i spaceruję po kostki w wodzie. W zasadzie idę środkiem rzeki-doprawdy fajne wrażenie ;) Po obu brzegach rzeki sporo osób z wędkami i pod namiotami. Gdzieniegdzie łodzie na silnikach jak obrzydliwe skorupy plastiku zalegające w nurcie. Wyspy wydają się bezpieczne, odciski ludzkich stóp, chociaż widoczne nie napawają lękiem o spokój ptactwa. Ja również długo tu nie przebywam. Razi natomiast badziew śmieci z plastikowych butelek na piasku i niosący się rechot wesołości. Pewnie jestem przewrażliwiony...




Wracam w kierunku Płocka. Bawię się samym z sobą, jakaś dziecięca radoszka mnie opanowuje, głupawka, tak, że płynę zygzakiem. Wszystko mnie cieszy. Wiatr, upał, zachodzący blask słońca i fakt, że się robi, to, co się lubi. W nosie tam jakieś kariery, wyścigi szczurów, nakładanie masek na pysk, co godzinę i lizanie komuś dupska, aby urobić jakiś majątek. Myślę, to nic, to głupstwo! W takich momentach człowiek wie, że żyje, że czuje, chce płynąć przed siebie. Przed tym nie ucieknę, jak Papusza przed lasem.

2 komentarze:

  1. Trochę makabryczne zdjęcia.. Jak byłam miesiąc temu na Pilicy znacznie lepiej to wygladalo

    OdpowiedzUsuń
  2. No to miałaś fart. Na mniejszych rzeczkach bywa jeszcze gorzej. Ale lamentują o Wiśle, jakby innych rzek w Polsce brakowało. Z chęcią popływałbym na Pilicy, piękna rzeka :)

    OdpowiedzUsuń