piątek, 20 stycznia 2017

W brzezinie i w olsie

Wczoraj była urokliwa szadź na drzewach i w różnego rodzaju zaroślach. Lekki mróz sprzyjał, więc wybrałem się w moje znajome olsy i brzeziny. Biały całun firan, który pokrywał wszystko dookoła, łącznie z ciurkającym strumieniem  mógł wprawiać w stan najmilszego odczuwania umysłu. Wędrowiec ma wrażenie, że przemierza czystą i dziewiczą krainę. Chciałbym wierzyć, że niektórzy z Was także na chwilę przystanęli, aby ujrzeć te wspaniałości.

Najprawdziwsza brzezina-drzewa samosiejki...
Nieopodal  jaru rośnie brzezina, młody lasek brzóz samosiejek. Wokoło ścielą się pola wrotycza i nawłoci, które latem sięgają do ponad metra wysokości. W lato tam nie chodzę, bo osy mają tam liczne norki, gniazda. Teraz kryją powab zimy. W koronach drzew żerują bardzo rzadkie czeczotki i wydziobują nasionka z wiotkich gałązek. Jestem mocno przejęty i nie wierzę własnym oczom. Przez lornetkę naliczam grupkę ok 30-tu ptaków.  Jeszcze sprawdzam w swoim przewodniku-tak, to czeczotki! W końcu je mogę podglądać, są nader przyjazne i pozwalają się podejść aż pod same drzewa. Zawisają na warkoczach brzóz i dziobią z przejęciem w owoce. Jak sikory, w powietrzu, do góry nogami, uczepione najcieńszych niteczek gałęzi. Są wesołe, i dość głośno wydając głosy w stylu: ''czecze, czecze''. Widzę je pierwszy raz w życiu, stąd moja radość.

Samotna brzoza na tle lasu olchowego.
Brzózka na polance.
Ścieżyna saren w głębi brzeziny....
Czeczotki w Polsce to rzadkość. Jak podają polscy ornitolodzy, jest ich u nas na przelotach do pięciuset par, a na samym tylko Mazowszu północno-zachodnim do 200 osobników. Najczęściej na przelotach ze Skandynawii. Te małe ptaszydła nagłaśniają echem dotąd dość milczącą brzezinkę. Oglądam je tak długo jak mogę, ale ręce mi drętwieją od ciągłego patrzenia w górę. Więc po czasie postanawiam tylko nasłuchiwać ich szczebiotań. Żałuję, że mam standardowy obiektyw w aparacie. W zaroślach dzikiego chmielu na polach chroni się grupka saren, nie ma sensu fotografować, są dla mnie za daleko.


Szadź jest jak lukier cukru. Przyprószony cukier puder, tylko go zlizywać ;) Dla jejec i ja tak czynię, nikt nie widzi. Ptaki mogą się ze mnie naśmiewać, ludzkiej pogardy nie zniosę. Na zmrożonej kłodzie spróchniałej wierzby przysiadam i patrzę. Patrzenie też ma coś z medytacji, kiedy wyłączysz myśli i porzucisz troski. Biel, która otacza zewsząd nadaje tej chwili rodzaj magii. Wszak ona tak krótko trwa. Za niedługo puszek szadzi zamieni się w pyłek zwiewany podmuchem wiatru i opadnie bez śladu. Pozostanie wspomnienie.

W olsie...
Pokarm paszkotów.
Po śniadanku schodzę zboczem parowu w dół olsu. Tutaj, wiele z tych drzew jest dziuplastych, więc wiosną mam radochę z obserwacji dzięciolich zalotów i miłosnych gonitw. Dzięciołki, czasem dzięcioł zielony z dzięciołami pstrymi. Dużo się wtedy dzieje, jak w jakimś kinie akcji! Gdy przysiądziesz nad strumykiem, i nie dajesz znaków życia, ujrzysz strzyżyka, lub rudą plamkę rudzika. One z kolei lubią źródliska i młaki zasilające ciek. Żyje w nich sporo maluśkich żyjątek, nawet kiełże. Jeden wypływ ze skarpy napełniam zawsze do butelki, mam picia że hej! Dziś zamarzł.

Fragment przepięknego i dorodnego olsu...
Strumień w dolince przeciskający się przez czapy lodu.
Bobrowa zapora na rzeczce, w tle las olchowy z okrajkami.
Ols jest zaczarowany, pusty i cichy. Ale ślady na śniegu podpowiadają, że chronią się w nim dziki, sarny i zające. Tych ostatnich uszatych stworków  bardzo dawno nie widziałem. Po kuropatwach słuch zaginął. W koronach olch zauważam kołującego myszołowa, zapewne patroluje cały teren. Kruki gdzieś kraczą złowrogo, ale i one potem głuchną. Wartki strumień przeciska się przez zmrożone czapy lodu na brzegach. Niektóre wiszą nad nim, inne wrzynają się w głębszy nurt  Tam, gdzie lód grubszy, rzeczka chowa się tuż pod jego śliską pokrywą, by po kilkunastu meandrach wypłynąć czarną barwą wody. Pięknie się wtenczas odcina, na tle tej białawej powłoczki. Wśród korzeni drzew, zaleci kuleczka strzyżyka, poskarży się, pomacha kuperkiem i po sekundach dezaprobaty odlatuje. Lubię takie cuda.

Zamarznięte źródełko zasilający strumyczek.
Las, w którym można się ukryć i być jednocześnie jego niezakłóconą częścią. Dbajcie o te resztki przyrody, jaka nam pozostała...






7 komentarzy:

  1. Baśniowo wygląda ten las w zimowej szacie a zwyczaje niestrudzonych ptaków urokliwe. Zwłaszcza w tak ujmującym opisie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, jestem przyszłym wieszczem ;) Dzięki Greenway.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pożyczyłem sobie jedno z Twoich zdjęć Sławko na tapetę mojego monitora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, ja zdjęć swoich nie zakazuję nikomu.Miło, że Ci się jedno z moich fotek tak spodobało. Dobrej energii życzę, od serducha :) Dzięki za wici.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przemiła opowieść. ... Mnie oominęła W tym roku sposobnosc nacieszenia się szadzią .... Czy jeszcze zdarzy sie taka sposobnosc tej zimy ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Basiu, jest jeszcze szansa, musi być wilgoć, mrozik i mgła wtedy biel pokryje gałęzie drzew. Zerknij z rańca tam, gdzie masz małe jeziorka, może rzeczkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie miejsca .... Będę wyczekiwać i obserwować aurę ...

      Usuń