wtorek, 13 września 2011

Jęzor ognia

Rudy płomień słońca gorejał wciekle na stary las łęgowy.Poskręcane z bólu osiki i białodrzewy trwały mimo to uparcie.Przechylone w tej udręce ku rzece.Chroniła go niewielka skarpa z łąkami wyczyńca i wrotyczu.Biel podagryczników jak w późnej jesieni baldachem swoich kwiatków oszraniała zielsko.Dzięki czemu jego jęzor jakby zmieniał swoją kolorystykę na łagodniejszy.Pod grubą topolą kicał zając Strzygł uszami w obawie przed ewentualnym prześladowcą.Zajadał trawę.Wyżej pośród liści i gałęzi baraszkowało stadko kowalików.Zebrało się już w grupie,mimo,że nie należą do towarzyskich wobec siebie. Instynkt podpowiedział, że nadchodzi nowa pora roku.
Wychodził z wody. Coraz bardziej agresywny i nieobliczalny. Na licu bezbożności można było dostrzec jak szydzi ze wszystkiego.Pewny siebie.Jakby roztapiała go jakaś siła i rozciągająca się niczym magma monstrualna ciecz mocy.Oślepiał.Teraz był władcą absolutnym.Dziury i wyrwy wiślane pozostawił sumiastym stworom głębin.Zapomniane rzeczne zakola oszukanym topielicom.
Bliżej środka rzeki usadowiły się mielizny piaszczysk.Porozrzucane kleksy i plamy pretensji kapryśnej pani na wygnaniu.Wkoło błogi spokój. Czernice skulone w przysiadzie skubią po piórach.Jakaś zapominalska zląduje między nie i ze skargą kołysze beczułkowatym ciałkiem.Po chwili zastyga,rażona zobojętnieniem.Na obumarłym konarzysku drzewa dwie garbate postacie celebrują stan medytacji. Otwartymi dziobami połykają zanikający nieśmiało jęzor pychy.To strażniczki wyroczni.Słońce zachodzi.
Stary łęg ciemnieje wraz z mieliznami. Rzeka przyjmuje na swoje łono opadające cienie drzew. Za chwilę skąpią swoje czupryny. Dziki bez zgęstnieje. Na łąkach tuż przy brzegu spocznie kilka saren.Ukryje je trawiasty dach ziół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz