niedziela, 18 września 2011

Mój pradziadek - Władysław Gajewski

Historia jaką znam z przekazów rodzinnych jest dość skąpa. Zaginione dokumenty,spalone podczas wojen i zaborów zrobiły swoje.Pozostawały tylko ustne opowieści i życzliwi ludzie,dzięki którym choć w małym ułamku można było uratować pamięć o swoim ojcu,bracie lub siostrze. Gdzie był widziany,jak zaginął a także gdzie został wywieziony.
W przypadku mojej rodzinnej historii; rzecz dotyczy mojego pradziadka Władysława.Znam ją jedynie dzięki życzliwości stryja a rodzonego syna mojego pradziadka.
Mój pradziadek Władysław Gajewski. To jedyna zachowana fotografia jaką posiadam
Jak opowiadała moja prababcia Zofia Gajewska z d. Bankowska,zawdzięczamy ją serdecznemu koledze pradziadka-niejakiemu p. Sikorze.Otóż w czasie pierwszych dni wybuchu II wojny światowej i agresji Niemiec na Polskę,pradziadka skierowano do obrony twierdzy Modlin.Był zwykłym żołnierzem z mobilizacji.
Tamże dnia 18 września 1939 roku mój pradziadek ginie. Na skutek nalotu niemieckiego lotnictwa pradziadka zabija zrzucona w miejsce odpoczynku bomba - zabijając także wielu jeszcze innych towarzyszy niedoli. Ponoć śmierć była szybka,bo w czasie snu...Pan Sikora był tego świadkiem, bo jako jedyny przeżył tę masakrę. Widział ją z pewnej odległości.
Po zakończeniu wojny ów Sikora przyjechał do Płocka i odnalazł moją prababcię Zofię.Opowiedział jej całą historię .Z jego relacji wynikało także ,że pradziadka pochowano we wspólnej żołnierskiej mogile w Nowym Dworze Mazowieckim. A raczej to,co można było odnaleźć.
Jako,że dziś jest rocznica śmierci mojego pradziadka-pozwalam sobie na te krótkie wspomnienie o nim.
Dziadku,chwała tobie ! Zawsze będę pamiętać !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz