niedziela, 25 września 2011

Pamięci Everetta Ruessa... (1914 - 1934?)

" Jeśli idzie o to,kiedy odwiedzę cywilizację,to nieprędko,jak sądzę.Nie znudziło mi się w dziczy;wciąż zachwycam się jej pięknem i ciągle na nowo cieszę się wędrownym życiem,jakie prowadzę.Wolę siodło niż tramwaj,niebo usiane gwiazdami niż dach nad głową,trudny szlak prowadzący w nieznane niż wyasfaltowaną szosę i głęboki spokój dzikich ostępów niż rozgoryczenie jakie wywołuje miasto.Czy wobec tego możesz mnie potępiać,że jestem tu,gdzie czuję się częścią świata? To prawda,że brak mi inteligentnego towarzystwa,ale jest tak niewielu którzy potrafią dzielić ze mną to,co dla mnie ważne,że nauczyłem się obywania bez nich.Wystarczy,że otacza mnie piękno...
Z twoich skąpych opisów wiem,że nie zniósłbym rutyny i monotonii życia jakie jesteś zmuszony prowadzić.Chyba nigdy nie mógłbym się gdzieś na zawsze osiedlić.Poznałem już dość życie i wolałbym wszystko inne niż kolejne rozczarowania ".
- Ostatni list jaki otrzymał od Everetta Ruessa jego brat Waldo, z datą 11listopada 1934 roku.
* * *
Everett Ruess to postać autentyczna.Jego rodzina bardzo zresztą ze sobą zżyta prowadziła koczowniczy tryb życia.Gdy Everett miał 14 lat cała familia osiedla się w końcu w południowej Kalifornii.Tutaj jako szesnastolatek wyrusza w swoją samotną włóczęgę na pieszo odwiedzając Park w Yosemite oraz słynne Big Sur. Ruess spędza życie na podróżach,wędrując tylko z plecakiem i małą ilością pieniędzy.Śpi byle gdzie i często głoduje.
Z jego listów bije jednak ogromna radość i zachwyt wolnością absolutną. " Miałem niesamowite przeżycia w głuszy od czasu,gdy do ciebie ostatnio pisałem-przytłaczające,wszechogarniające. Ale mnie zawsze coś pochłania.Jest mi to potrzebne do życia". Tak pisze do swojego przyjaciela.
Everett żył szybko i intensywnie.Łapał każdą chwilę jakby była ona jego ostatnią. Z własnego wyboru.Ginie według różnych przypuszczeń i teorii w listopadzie 1934 roku.Prawdopodobnie spadając ze skał kanionu lub topiąc się w rzece. Tragiczniejsza teoria jego zniknięcia mówi także o tym,że mógł zostać zamordowany przez złodziei bydła. Dowodów na to jednak nie znaleziono. Tak jak do obecnych czasów zwłok Everetta Ruessa.Zginął w pięknym miejscu-gdzie indianie Anasazi mieli swoje spichlerze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz