piątek, 7 października 2011

Jeżewo w powiecie sierpeckim

Labirynt ludzkiego umysłu jest najdoskonalszym więzieniem sumienia.Ukrywa się ono za parawanem pogardy i nienawiści.Rozpycha się w odkształconej czaszce rozgoryczenia.Pragnie władzy,z którą z nikim nie chce się podzielić. Jest wypełnioną po brzegi cieczą zatrutej słowami manipulacją.
Zawiłe ścieżki człowieczych wyborów często się między sobą krzyżują.Upodabniają się do siebie tak samo jak władca do służącego.Dzieli ich niewielki pas ziemi niczyjej. Zachwaszcza je czas i czyny każdego z nich.Na przemian oboje mogą stać po obu stronach barykady.Aby iść na całość bez względu na skutki.To ślepota zła.Klony ideologi...Wojna.
Moje oczy połykały kilometry asfaltu.Opadał na nie cień przydrożnych drzew.Ostrzegały,że mogę nie podołać temu,co zobaczą.Uszy choć stłumione głuchotą choroby chciały odbierać echolokacyjną mowę przyjaciół.Z niedowierzaniem,że słyszą.Przyjmują tę ich pewność siebie z której moja niezłomność stacza bitwę na argumenty.W osobistym salonie jąkań a także niezgodą na to jak mówią.Bluszcz wątpliwości oplatał moje prawdy.
Szosa prowadzi przed siebie.Jest kręta z łagodnymi zakrętami wśród pól i łąk.Grądy z olsami wpatrują się w nas zniesmaczone pośpiechem naszego odizolowania.Samotne bez poczciwego łaciatego bydła. Szarzeją ze smutku. Za szybami auta nasze twarze zamazuje ślepy pęd ku celowi podróży.Uciekamy im.Pozostawiamy samym sobie. Jakby grzebiąc uważność chwili na później.
Jeżewo
Pamiętam jego nagrobek.Raził z niego bezduszny zobojętniały napis:Jan Repetyński,sierż. A L.poległ w walce z Hitlerowskim najedżcą d. 12 XII 1944 r.Struktura pomnika szarobura,jak listopadowy chłód.Podchodzę bliżej.Rozum podpowiada,- nie oceniaj.Zimowy wieczór powraca niczym bumerang.Słyszę stukot oficerek,niemiecki jazgot wypluwanych zdań.Nagły krzyk - Halt !On staje wryty w ziemię.Z czoła spływa strumień potu. Uskakuje w bok;w krzaki bzów.Rozlega się pierwszy strzał.Razi szwaba w ramię.Odpowiada seria z automatu,tnie po polu i w powietrze.Krew zabarwia śnieżną pokrywę na której się podczołguje.Chce zniknąć,wtopić się w zaspy pustyni.Strzela za siebie.Ból rwie po ciele, z rany spływa wilgoć cieczy. Chowa twarz w puchu bieli i czeka.Zgryza wargi. Zaraz nadejdą,już wie,że to koniec.Szybkie miarowe oddechy zabójców podbiegają coraz bliżej.W ustach zimna stal uspokaja.Strzela bez wahania.Nieruchomieje.Tamci stoją nad nim - kopią jak oszalali.W amoku śmierci obrzydzenia. W końcu jeden z nich strzela w skamieniały tył głowy trupa.To ten,co dostał w ramię.
Po drugiej stronie alejki kilka starych krzyży.Las zrudziałej rdzy.Trawa porasta starsze nagrobki.Pokazują mi- tam ! Idziemy wszyscy trzej.Czytamy nieczytelne napisy z liter upływającej pamięci.Prosta płyta.odtajnia nam naszą ciekawość. " PÓŁKOWNIK WOJSK NAPOLEOŃSKICH KAJETAN BALIŃSKI I WOJSK POLSKICH" . Dalej nie potrafię rozczytać.Serce mi rośnie,oto gość dzięki któremu nie mogę mieć rozterek.Jakoś bliżej mi do niego.Czuję nie potrafiącą się określić mocniejszą więź z tym żołnierzem.Zresztą nie tylko ja.Miło wiedzieć,że go odnaleźliśmy. ( dawna pisownia "pułkownik" pisana była przez " ó " zamknięte )Jestem zły,bo uświadamiam sobie,że nie zrobiłem fotografii na pamiątkę kolekcjonowania niezwyciężonych.
Przemierzam samotnie alejki.Kolejne nazwiska,daty i groby tych,co już odeszli.Jakże krótki jest ten nasz żywot.Odmierzam je we własnym sekundniku żalów i przykrości.Za murem cmentarza szczebioczą przestraszone jesienią sikorki.Z gałązki na gałąź przysiadają .Dziobią łakomie w korze brzóz. Piszczą.
Moją uwagę kieruję na duży lastrykowy pomnik.Sześć męskich fotografii krzyczy do mnie niemym echem.Dławi coś w gardle.Nie stoję przed nim długo.Intuicyjnie wiem,że muszę odejść.Kaci odebrali im to,co bezcenne-własne życie.
Lewa strona pomnika
Najniższa środkowa część pomnika

Środkowa część pomnika-powyżej fotografii ofiar
Prawa strona pomnika
Dziwnie podobne są losy tych,co zginęli lub ktoś ich zamordował.Czy to w walce,w obliczu godnego kresu,czy też w kaźni w bezbronnym oczekiwaniu na cierpienie Śmierć w gruncie rzeczy zawsze jest podobna.Stajemy przed nią sami i całkiem nadzy.Wszyscy równi wobec niej.
On zginął bohatersko,przywilej dany temu,co walczy.Na straży niepodległości swojego domu i mowy ojczystej.Po latach zaborów i upokorzeń;stanął na baczność!Marzenie o wolności docenia się najczęściej tam,gdzie ją dawno zakuto w ciężkie kajdany. Na obczyźnie lub u siebie w domu gwałtem ci odebranym.

Młodość ma swoje prawa,jest w niej ta siła ,co nie kalkuluje.Żyje dobrą naiwnością.Wierzy w przyjaźń ostateczną,bezwarunkową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz