środa, 16 listopada 2011

Bez cienia

Szary dzień i szara noc we mnie.Pusty brukowany trakt.Mgły ciągnące znad Wisły.Jakiś człowiek bez cienia przechodzi obok.Wie,że jest ułudą,ascezą czegoś czego nie ma.Z bezlistnych kasztanów opadają jego wspomnienia.Strzepuje je z siebie.Lecz nic to nie pomaga.Kamień przy kamieniu z pogańskich kopców prześlizguje się pod jego podeszwami.Schodzą w dół.
Wisła we mgle
 Przenikliwy ziąb,Teraz siedzi na mokrej sklepanej ziemi.Przypomina przyćpanego dresiarza.Lewituje nad skarpą własnej nieudolności.Agresja go niszczy.Mocz zgwałconej duszy.Jakiś bełkot z oszklonej buteki.Zgniły smak wiśni.Powódż spluwanych przekleństw.
Bezpański krawężnik grobowej ciszy.Alejka bezdomnych królów. Idzie Dodek z ulicy Tumskiej.Karzełkowaty okularnik z szelmowskim uśmieszkiem upicia.Coś śpiewa.Zobojętniały na wszystko.Kołysze się na boki niczym wiślany lejtak przedziurawiony od uderzeń ślepców.Walą zza katedralnych krypt.Nocne ptaki z wyłupionymi oczyma.
Dotykam cegieł.Ciepła cementowa zaprawa skapuje po nierównej ścianie.Przypomina kupy gołęgi,co obsrywają spacerujących ludzi w czasie lotu.Sypie się gruz.Czas na wieży zegarowej po prostu stanął.Stal miecza rozpruwa polne otoczaki.Przebija mnie. Konradowa nienawiść i żądza władzy.Studnia bez dna.
Jesteśmy martwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz