sobota, 24 grudnia 2011

"Kościół i syn dziedzica" - legenda (Łukoszyno-Borki)

"Etnografia jest nauką nie wytrawną jeszcze,nie wyrobioną,lubo celu swego świadomą,potrzeba do niej rozwinięcia materiałów jak do historii,więc i moja praca niczym prawie jeszcze innym nie będzie jak skrzętnym ich nagromadzeniem".
Tak pisał w kwietniu 1865 roku Oskar Kolberg,znamienity nasz ludoznawca i etnograf. Dziś przedstawię taki mój mały skrawek etnograficzny z ziemi brudzeńskiej. Legenda opowiedziana mi przez mieszkankę Łukoszyna- Borki z pewnością nie jest niczym szczególnym.Jest w niej ogromnie wiele luk i niejasnych myśli autorki-jednakże warta jest moim zdaniem opublikowania.Jej ocenę pozostawiam Państwu.Dla mnie język opowiadaczki jest piękny...
 Jezioro Józefowskie w rynnie Karwosiecko-Cholewickiej od strony dworu w Karwosiekach
Kościół i syn dziedzica.
Podobnież była duża wieś tak gadali,że ta wieś się zapadła a na tem miejscu gdzie był kościół,te jezioro jest.
To Marysia Kujawska sama do mnie mówiła,że u nas w Wielką Niedzielę,bo tak mówią ludzie gadali u nas w niedziele i Bunczkowie jak dzwuny zadzwoniły,to una siedziała tu tam w tym lesie za Dempsową,to tu: i podobnież takie nu woda się za-ku--rzy-ła bomble wyleciały i dzwoniło tak.Ino tak się zerwałam,czy co, ale mówi : nie!Ja przyszłam posłuchać,tak mówi,jak dzwuny Bunczkowie skończyły to i tu skończyły.
A mama moja jeno opowiadała że tu był wielki folwark,a mama tyż bez matki się chowała tyż mama zboże do przysługi do gospodyni chodziła tu,bez Łukoszyn,bez te lasy,to mama mówi;że tu były piachy takie,w lato gorycz mówi,teno ptaki swiergotały.Chodziła do tego Cholewińskiego po ryby tyż,bo tego był rybakiem i tam tego były te jeziora.
Mama przecież nieraz opowiadała,że do dziedzica...(?) dziedzica syna przyjechał jakiś kolega na koniu i poszli się tam na jeziora kompać.Bo tam w tym jeziorze koło Dempsowej co rok się jeden człowiek utopił-ile to już lat za mojej pamięci ! Rok w rok,toż i latem się topił,rok w rok!!!,toż ja tyleż lat tu jestem,tu się zestarzała (mama) ;jak nie dzieciak to starszy i rok w rok... To mówiła,że wykumpali się,ale mówi,czekaj no,jeszcze jeden raz i obmyję się; jak buchnął we wodę tak mówi,kawał odpłynął i rence do góry.A tamten... popatrzał mówi,poleciał ponoć do Dempsów.I już nie wypłynął wcale.
I mówili,że pojechał ten dziedzic nurków sprowadzić z Warszawy,a przed wojną;to z Warszawy sprowadził trzech nurków.To podobnież jeden to opowiadał że te ( ? ) to jezioro co jest Buł Chorytko to jest takie koryto łod potoku wyrżnięte,a jak na północ znowuż jest,ale okropnie głębokie (Józefowskie).
A potem jezioro co jest mówi ;wlazł ten nurek i nie było go trzy godziny,jak po trzech godzinach wypłynoł to jem opowiedział,że tu je kościół,bo mówi,szukał go wszędzie,nigdzie go nima,wielkie luki są!,co woda powyrywała i mówi: że były zielune drzwi,raz szarpnoł,drugi raz szarpnoł,ale mówi;tu woda bedzie się lała ,roztworzyły się mówi i wyleciały trzy psy i wyszła pani w niebieskim płaszczu,ale mówi -Czego ty szukasz?, a on mówi,dziedzica co się tu utopił syn.A ona mówi-Nie znajdziecie go,bo już poszedł ( jak mówiła mama,że??? ),że ku przepaści czy coś,za dwa tygodnie go znajdziecie w Skempem.
I mama mówiła,że jak wyszedł z wody na trzeci dzień umarł (nurek).To ci dwóch się zostali,a on umarł.I mówiła,że więcej nic nie powiedział.
I za dwa tygodnie włąściwie przyjechali,te ...,co łapią ryby,w sić (sieć) tego syna złapali i przywieżli.A ten dziedzic gdzie go tam zabrał.
Jak nieraz tu się człowiek topił,tam wypłynoł-musi co być...
Łukoszyno-Borki,dnia 15.10.2002 r. Opowiadała : Marianna Rychlińska,urodzona w 1914 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz