Wiślane łachy |
Mieszka na wydmach.Jej piersi są wyobrażeniem wiślanych plaż porozcinanych bruzdami po zatopionych łęgach.Fale rzeki kształtują ten pejzaż.Wyrwane korzenie bieleją odkosami szkieletów.Obsiadłe przez stada brodźców krwawodziobych sposobiących się do odlotu.Chodzi między nimi i coś do nich mówi.Głośno i nerwowo.Gestykuluje i rzuca kamyczkami.Ptaki jednak zajmują się sobą.
Wiatr zagłusza jej płacz.Podnosi rozdeptane muszle małży i ostrymi końcówkami rozcina na sobie skórę.Pragnie umrzeć.Z przeciętych żył nic nie tryska.Z otwartych ran skapuje tylko ropna ciecz bezradności.Pada na piaszczystą murawę obcości.Wrzeszczy jakby chciała ją w sobie poronić...Wśród oczeretów wyczekują siwe wroniska.Zniecierpliwione podlatują ponad trawy,aby napaść na bezbronną kobietę.
Z dziuplastej topoli wystaje główka dzięcioła.Patrzy z góry.Starorzecze spowija opar mgieł.Żeremie gruzowisko z badyli i sterty zleżałej drewutni jest czyimś schronieniem.Ślady drobnych stóp.Rybie ości i zamarznięte szczątki padliny przykrywa puszysty kożuch śniegu.Ostry gryzący zapach dymu ucieka z jego nieszczelnych szpar.W końcu blada poświata twarzy wychyla się z jego wnętrza.Wychodzi na czworaka.Za nią lisie szczenięta ssące z jej sutków ciepłe mleko.Rozgrabia rozrośniętymi paznokciami zmarzlinę powłoczki i wkłada sobie do ust.
Zupełnie ślepa.Kacza błona palców pokryła całe oczodoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz