czwartek, 27 września 2012

Zmierzch .

Posiadłem czas. Kiedy poszukuję odnajduję przestrzeń. Samotność już mi towarzyszy. Szczęście jest wtedy,gdy obok widzę biegającego psa.To mój pies,merdająca ogonem istotka,która nie oczekuje nic w zamian.Ona poprostu jest.I to jest najszczerszy rodzaj przyjażni.

Mogę iść. A więc jestem wolny.Myśl rodzi się z myśli. Zatem jestem. Chcieć coś a nie zrobić tego,to klęska chwili. Żyć wbrew temu,to jakby z wolna umierać. Nikt mnie nie zna do końca i w tym moja ucieczka. Pozostaje las, na uboczu rzeczny brzeg i jego kształt. Nieskończenie dziki,bo w takim czuję,że jeszcze istnieje coś,czego próżny świat nie zohydził... Piękno.

Widzę,że ogół ucieka. Ludzie,pory roku, ciepło człowieczych słów. Powstaje ono,zło utajonych wyszydzeń. Słabsi zawsze dostają kopa.Pamiętają o nim. Ci,którym się zdaje,że w ten sposób kogoś upokorzyli przypominają zmutowane kreatury w garniturkach .Ich krawaty to ich podpisy.Auta rodzaj zwyrodnienia.



Uciec. Zapomnieć.Spojrzeć sobie w lustro i z ulgą wyszeptać:
- Jakoś się udało, nie splugawiłem rąk.

 Jeśli będę się wciąż zadziwiał kwitnącym kwiatem jestem człowiekiem a nie maską czegoś[...].


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz