piątek, 30 listopada 2012

Ginące wierzby i ludzka głupota na płockim Mazowszu.

Takie wiedźmowate wierzby spotykam jedynie na płockim Mazowszu. Straszą i jednocześnie wzbudzają sentyment. Tęsknimy za nimi, gdy jesteśmy daleko i w obcym kulturowo obszarze. Najbardziej tajemnicze są te nadwiślańskie, stoją jak pomniki po ich dawnych mieszkańcach. Pamiętam jednego takiego chłopa z okolic Dobrzykowa, który dobre 15 lat temu opowiedział mi o swoim  dziadku, jednym z nielicznych tutejszych autochtonów ostałych po zakończeniu II wojny światowej. Historia dotyczyła wierzb, które on to właśnie z zapałem i nieukrywaną przyjemnością obsadzał  tutejsze pola i przydrożne dukty. Znamienne było w tej opowieści to, że ci prości ludzie wiedzieli, co potem można zyskać dzięki tym drzewom.
Drewno na opał, materiał na wyplatanie koszy wiklinowych a nawet sztućców kuchennych . Często także jakieś stoły i fotele. A na okresy wiosennozimowe, gdy wiślane wylewy zagrażały ich dobytkowi -przeplatano płoty wiklinowe wokoło domostw zatrzymujące muł i błoto rzeczne. Zawsze to była jakaś ochrona.

Cierpienie.

Teraz z każdym upływającym rokiem krajobraz wierzbowy staje się coraz bardziej rzadszy i monotonniejszy. Gołe pola zamieniają się w działeczki rekreacyjne lub nowe siedliska z rezydencjami nowobogackich. A tam, gdzie pejzaż nie jest już taki atrakcyjny ziemia stoi odłogiem lub przypomina pseudo  step z chaszczami zielska . Gorzej, kiedy na tych nieużytkach wyrzucane są odpady i śmieci. Wówczas mamy do czynienia z dzikimi wysypiskami gruzów po budowlanych, fekaliami i wszelakim świństwem ludzkiego badziewia.

Kretynizm współczesnego człowieka...


Żal wtedy wzbiera, bo okolica niegdyś zamieszkała przez prosty i pracowity lud  z wolna.zamiera.  Sikory, dudki, pójdżki i pełzacze które w dziuplastych wierzbach składają jaja i wychowują młode- tracą swój matecznik i kolejny teren rozrodczy. O tym rzecz jasna żadna '' mądra głowa za biurkiem'' nie pomyśli.

Są jeszcze ostoje starych głowiastych czarownic, ale sam już obserwuję,że powoli stają się one obiektem podpalania przez wandali, zrąbywane w pień na opał albo dlatego, że komuś nie chce się ich omijać pługiem w czasie orania pola ciągnikiem. Jakaż szkoda. Przecież istnieją możliwości, aby uzyskiwać z funduszy rolniczych pewne dopłaty unijne, które są do tego przewidziane. I to nie małe. Za fakt, że rolnik posiada zróżnicowany teren przyrodniczy. Tylko,że nikt tak na serio im w tym nie pomaga... Polska zaściankowość i urzędnicze nieróbstwo są jak wszyscy wiemy legendarne !


Tak sobie myślę przemykając nieśmiało pod koronami rosochatych staruszek,że tylko od nas będzie zależeć czy one przetrwają. Może ktoś posadzi kilka tyczek młodych wierzbin na wiosnę, ogłowi odstające kikuty gałęzi za domem ,tak dla satysfakcji . Wówczas coś z tego będzie ? A pracy i wysilku przy tym naprawdę nie jest wiele. Koszty nijakie. Pomyśleć uważam warto.

Nadwiślański cud przyrody w końcu listopada...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz