sobota, 9 lutego 2013

Regionalizm - egoizm grupki samozwańców.

Od połowy lat 90-tych ubiegłego wieku obserwuję wzrastającą świadomość jednostki, która zdała sobie sprawę z faktu,że ma swoje miejsce na ziemi. Czy pochodzi ona ze wsi lub z miasta nie ma to żadnego znaczenia. Taka osoba może być również elementem napływowym a mimo wszystko czuć ogromną więź z miejscem, w którym żyje. Może nią być zarówno głęboka wieś, przedmieście dużego miasta lub przemysłowa aglomeracja. jakiejś metropolii.



Najważniejsza jest więź człowieka z miejscem, w którym jest jego immanentną częścią. Taka osoba ma swoje prywatne azyle i odosobnienia, gdzie czuje się  jak u siebie. Niejako emocjonalnie przejąwszy ducha danego miejsca gdzie czuje się bezpiecznie a nadto napełnia się spokojem i relaksem. Niekiedy wręcz medytacyjną łącznością znaną jedynie jej. Tak powstaje lokalność wewnętrzna. Najpełniejsza świadomość własnego istnienia, bycia u siebie. Rzecz bezcenna.

Poznałem zaledwie dwie takie osoby w pełni wrośniętych miłością do miejsca, lasu lub rzeki , którą traktowali jak największą świętość. Była to lokalność w najczystszym tego słowa znaczeniu. Gdyż jej źródło wychodziło z serca, z duszy a nie z chęci pokazania się w towarzystwie osób zawłaszczających ideę lokalności regionalnej. Te osoby nie znały pojęcia naukowego regionalizmu opartego na dokumentach, kwerendach i pisaniu artykułów do czasopism. One nie rozumiały,że można napisać książkę z historii tych ich świętości dla większego grona ludzi. A przede wszystkim gardziły autorami takich przedsięwzięć!

Dlaczego? W ich rozumieniu była to po prostu zdrada. Bo jak można opisywać czyjeś cierpienie, biedę i dzieje zwykłych ludzi przez tych, co robią to dla swojego osobistego interesu-że mogą poprzez próżniackie grzebanie się w życiorysach innych zbierać laury i pochwały. A przede wszystkim poklask dla samych siebie... Takie postrzeganie badaczy zajmujących się regionalizmem przez te dwie osoby jest mi teraz niezwykle bliskie. Sądzę, że niewiele się pomyliły.



Dziadek Bolek już nie żyje wiele lat. Poznałem go, gdzieś pod Włocławkiem w tamtejszych lasach. Nie napiszę gdzie, bo po co? Gdy zmarł miał 87 lat. Wówczas ja kończyłem lat 15. I dużo jeździłem na rowerze. Zgubiwszy się w lesie odnalazłem u niego nocleg. Tak zwyczajnie, bo chciał mi pomóc. Tak zaczęła się nasza znajomość. Żył z niewielkiej renty, ale nie spotkałem do dziś nikogo tak znającego świat leśnych tajemnic jak on. Właściwie dzięki niemu znam rzeczkę Rudę na całej jej długości, bagna i miejsca tajemne. Dzięki niemu wiem, co to prawdziwa lokalność i przywiązanie do miejsca. Mieszkał skromnie i z wyboru był samotny. Jak mi mówił, nie żałował. Kiedyś byli u niego jacyś etnografowie z jakiegoś skansenu, to ich po prostu przegonił Kiedy zapytałem dlaczego- odparł, że tajemnic odziedziczonych po przodkach się nie wyjawia. Nie rozumiałem tego, dziś doskonale to pojmuję.

Panią  K poznałem nad Wisłą jakieś 10 lat temu. Też już nie żyje. Pochowana na cmentarzu w Płocku w 2009 roku. Czasem ją odwiedzam i zapalam znicz. Sąsiaduje z mogiłą moich dziadków. Mieszkała we wsi pod  Płockiem. Zawsze, kiedy chciałem  połazić nad rzecznymi bajorami pozwalała mi na pozostawienie roweru na kilka dni lub kilkanaście godzin. Wiedziałem,że nikt mi go nie skradnie. Gdy wracałem z wiślanych wypadów, zawsze mnie częstowała obiadem lub kolacją. Zupełnie obca osoba. Jej rodzina mnie polubiła,więc czułem się tam swobodnie.  Od niej znam fajne opowieści o dawnych flisakach i rybaczce tutejszych ludzi. Kiedy chciałem je spisywać, bo dyktafonu nie miałem - wtedy protestowała. Mówiła- tylko ci, którzy chcą coś zrozumieć, sami muszą dojść, po co im to potrzebne. Żal mi,że nie mam z tych historii ani jednej udokumentowanej- ale teraz chyba pojąłem jej tok myślenia.



Czym jest współczesny regionalizm ? Kim są ludzie, którzy się tym zajmują? Obserwuję, słucham i podpatruję i już wiem. Regionaliści piszą jedynie dla siebie... Naturalnie odezwą się głosy oburzenia, dezaprobaty i kilka cierpkich słów wyjdzie na jaw. I cóż z tego. Prawda jest taka o jakiej piszę. Grupka osób realizuje się pod płaszczykiem uratowania spuścizny po poprzednich pokoleniach. Nie żeby nie byli tacy, na którym  im nie zależy. Lecz w większości regionaliści to pyszałkowie, egoiści i lizusy. Gdzieś mają pamięć o tych, co żyli przed nimi. Ważniejsze dla nich są opowieści, zapiski i ploty o tym, co zrobili i jak żyli tamci. Oni budują swoją legendę i swoje obrzydliwe cele na plecach tych cudownych postaci. Kiedyś będzie dobry ''stołek'', posadka w urzędzie albo co najgorsze kandydowanie z ramienia jakiejś kretyńskiej partii i wygodne dupczenie jako radny lub wójt. Tego dziś jestem pewien.

Dziadek Bolek i pani K doskonale mi to uświadomili...

5 komentarzy:

  1. Słusznie prawisz, ale chyba nie wszyscy "regionaliści" są tacy cyniczni? Na pewno są tacy, co tylko "chcą ocalić od zapomnienia", bez liczenia na korzyści lub poklask dla siebie, a nawet często zapominając o sobie. Sądzę, że Zorian Dołęga Chodakowski był właśnie kimś takim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój podziw i szacunek dla dziadka Bolka i dla pani K. :) Też mam takie z pozoru "zwykłe", ale dla mnie bardzo inspirujące miejsce na ziemi. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opisz je kiedyś, podziel się z innymi, chętnie ja albo Sławek zamieścimy gościnny wpis na blogu ku pokrzepieniu serc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie obawiaj się, współrzędnych GPS nie trzeba podawać, "współrzędne" duszy - jak najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za kilka opinii. Myślę jednak, że cynizm wśród regionalistów jest tak samo duży jak polityków, z którymi co niektórzy próbują się przypodobać.
    Oczywiście że są sercem i duszą tacy badacze własnych małych ojczyzn dla których jedyną uczciwą intencją pozostanie ojcowizna lub ukochanie miejsc im bliskich.
    Całe szczęście. Mam wrażenie , że z roku na rok ich ubywa...

    OdpowiedzUsuń