sobota, 26 kwietnia 2014

Przyroda wiślanych pejzaży

   Coś się kiedyś zaczyna i potem kończy. Klamra pełzającego czasu zatrzaskuje bezpowrotnie to, czegośmy doświadczyli. Pozostaje pamięć lub surowa obojętność w nas samych. Zależy od człowieka. W wiślanym nurcie kręgi zdradzieckich wirów opanowują ufność, któremu zawierzyliśmy swój los. Jak podczas narodzin, gdy nad naszą kołyską rozprawiały Rodzanice...

Nadwiślańskie lasy łęgowe.


  Dokonujemy wyborów, niekiedy takich, które potem ciążą na sumieniu albo w codziennościach. Jeśli okazują się one życiowymi porażkami, można jeszcze powalczyć i zacząć od nowa. Jeśli starczy ziemskiego żywota.  Gdy w szklanej klepsydrze niewiele piasku, wówczas pozostaje pogodzić się ze sobą albo uciec w niejasne wyobrażenie czegoś, co można dotknąć. Tym czymś może być nasz sen. Nazywamy go marzeniem. Dopóty jest on żywy, nie traci się jego bogactwa, istoty namacalnej wizji jego urzeczywistnienia. Istnieje szansa, że się nie zagubimy, błąkając się bez celu. A sztuczne używki iluzji nie zastąpią nam trzeźwego spojrzenia, na to, kim jesteśmy.

Ciek wiślany zasilający starorzecze.
   Dobrze pójść za głosem intuicji. Zatrzymać wzrok na soczystej zieleni białodrzewów dających wytchnienie. Schylić się nad kwiatem gajowca ukrytego w rozczochranej trawie. Posłuchać brzęczenia trzmiela zapylającego fiolet kieliszków jasnoty plamistej. A kiedy nogi poczują zmęczenie, usiąść nad starorzeczem i scalić się z tym, co otacza nasze zmysły. Kto wie, może nadleci wtedy białe stado czapli i przysiądzie obok. Rozjaśni muliste brzegi warg i ciche zatoczki nostalgii. I róż dzikich głogów zakwitnie nagle jak z jakiejś baśni.

Ślady wiślanych mieszkańców.
 Jestem szczęśliwy, kiedy widzę swoje myśli. Wtedy czuję i słyszę. Ponoć dla pierwotnych ludów było to coś naturalnego. Niektórzy z nas dopiero się tego uczą. Pojmują  piękno otaczającego świata w leżącym kamyku i w starym drzewie osmalonym przez ryt pioruna. Widzą podwójnie nie zatraciwszy zmysłów. Kilka dni temu ujrzałem padniętego dzika. Leżał na piaszczystej plaży osłonięty przez ścianę wiklin. Jego kres stał się zaczątkiem czyjegoś życia. Nasyceniem podczas głodu. Pierwsze siwe wrony i wścibskie sroki już zaczęły ucztować. Dziobały truchło zwierza i w podskokach bliżej jego oczodołów walczyły ze sobą. Aż po zmrok.

Wiślany powab...
  Rankiem deszcz zmył ślad tragedii. Fale rzeki pozwoliły namięknąć i spuchnąć padlinie. Aż się ona zapadła w mule. Była jak czarna usypana góra znikająca z każdym następnym dniem. Z lądowiskiem dla szponów bielików , które coraz głębiej rozrywały na strzępy  martwe cielsko. W tym akcie natury można było usłyszeć pieśń drapieżców i padlinożernych istot. Wskrzeszone duchy nadwiślańskich zastępów wojsk. Łany kosaćców, które niebawem wylezą z błotnych grzęzawisk. I porosną żółcią scenerię bitwy.

Wieczór nadwiślański.
  Żyjemy jakby na jawie. Czas jest wymysłem człowieka, czyż nie? Zatem nie ma nic trwałego; wkoło nas coś się ciągle zmienia, pulsuje i rozbrzmiewa.  Jest noc i dzień. Dobro i zło znane jedynie temu, co nazwał się władcą tej planety. Jakże żałosnym zresztą....  Marzenie ze snu staje się zatem ostatnim ratunkiem przed zniweczeniem tego, co podarowała nam teraźniejszość. Na teraz w wiślanej przyrodzie. Bez chciejstwa jej poprawiania. Inaczej piękny sen zamieni się w koszmar.

     

  

  

  

   

   

3 komentarze:

  1. Może wyrzeźbiły Cię szare wody Wisły,
    byś odkrywał tajemnice jej nadbrzeżnej krainy.
    I tak jesteś z nią ściśle zrośnięty
    jak z sokorową korą mech wiecznie zielony.

    I widzisz szlaki schowane przed innymi,
    ślady bobrów, przeloty bezwzględnych bielików,
    wytrwałe starania malutkich owadów
    i wiosenne kwitnienie najdrobniejszych kwiatków.

    Zapomniane starorzecza jak przylądki ciszy,
    urokliwie Cię kuszą wymyślnymi meandrami,
    dostojnością wiązów, bujną gęstwiną głogów,
    krzykiem czapli i gęsi, piaszczystymi mieliznami.

    Któż jak Ty patrzy sercem na szare wody Wisły,
    widzi ludzi, którzy żyli i walczyli u tych brzegów
    Pamiętasz o nich w tej krainie wysp wędrujących.
    Ty w lasach łęgowych zasłuchany w głos dawnych bogów.

    Greenway

    OdpowiedzUsuń
  2. Doprawdy nie mam pojęcia co odpisać. Dziękuję za poświęcony czas na wiersz i intencję. Boję się, że jeszcze w jakieś samouwielbienie wpadnę :)

    Dzia. Greenway.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już dawno wpadłeś ;)

    OdpowiedzUsuń