piątek, 8 sierpnia 2014

Wspomnienia z Wyspy Brwileńskiej...

Kilka dni temu wypłynąłem kajaczkiem na wody Zbiornika Włocławskiego. Ta okropna nazwa to sztuczny twór człowieczej pychy, która zamieniła tutejszą królową polskich rzek w osadnik ścieków... Ten stan trwa już od ponad czterdziestu lat, kiedy powstała zapora wodna we Włocławku. Mój krótki spływ powodowany był sentymentem sprzed lat, gdy jako sześcioletni brzdąc biwakowałem z moją babcią pod namiotem. Nasz obóz usytuowany był na istniejącej po dziś 23 hektarowej Wyspie Brwileńskiej.

Płycizny Wyspy Brwileńskiej.
Wyspa Brwileńska.
Pragnąłem wskrzesić na nowo dziecięce wspomnienia, ciągle uśmiechniętą twarz mojej babciny pośród szuwarów oraz chwile grozy, kiedy po raz pierwszy się topiłem. Ta tęsknota narastała we mnie natarczywie, nie dając spokoju. Może po prostu obudziła się z jakichś pokładów ciemnej rozpaczy, zatrzymanej na tarczy zielonego zegara-co już przestał bić? Myślę, że w każdym człowieku, który był kiedyś kochany przychodzi taki moment, że musi zawrócić, zatrzymać się choćby na kilka chwil i powspominać.I nie koniecznie cierpieć

Wiosła niosły ciężko, bo pod prąd. Do tego niezłe grzywki fal i silny wiatr utrudniały wodniacki wypad ku wyspie.Ten karykaturalny akwen ma taką niemiłą specyfikę, typową dla dużych, płytkich jezior, że pojawiający się wiatr zagraża kajakarzowi. Wówczas jedyny ratunek, to płynięcie jak najbliżej prawego wysokiego brzega lub zrezygnowanie z dalszego pływania. No chyba, że jest się samobójcą lub lubimy mokre wywrotki. Z faktu, że wiem, gdzie jest płyciej niosłem się środkiem jeziora pod fale. W razie czego mogłem co najwyżej moczyć się na wysokości piersi. Słoneczko nie zawiodło, więc mogłem z rzadka podpływać do olbrzymich kłód samotnych drzew i fotografować. Kosztowało to odrobinę sił, bo mnie znosiło bokiem ku wrednym jęzorom fal. Lecz i tak było warto. One są po prostu piękne.

Cudowność starych drzew-kłód.
Brzegi Wyspy Brwileńskiej, tutaj się zapadałem po uda. W oddali kolonia kormoranów.
Blisko wyspy, szurałem już o długie pasma płycizn, w dodatku zarastającymi oślizłą roślinnością wodną. Dla wodniaka to ujma. Ten porażający dowód na trwającą od lat eutrofizację zbiornika wzmógł moją niechęć do budowania kolejnych zapór rzecznych. Faktem jest, że taki stan rzeczy powoduje systematyczny i beztlenowy rozkład materii organicznej i uwalnianie się fosforanów wraz z przydennym odorem smrodu. Przy brzegu brwileńskiej wyspy, do której chciałem przybić spotkało mnie jeszcze coś okropniejszego. Im bliżej jej brzegom, tym bardziej zapadałem się po uda nóg! Śmierdzący szpitalną wonią muł z drobnych grudek jakby płynnego mazutu... To lepkie świństwo skutecznie odstręczyło mnie od postawienia stopy na wyspie. A przez następne trzy dni  na skórze stóp i kolan pozostawiło swędzące czerwone krostki.

.To świństwo naprawdę było lepkie i śmierdziało szpitalnym odorem! Taki ma kolor, w domu nie mogłem długo tego zmyć.
Kormorany i fragment oczeretów wyspy. Niektórzy chcą zabijania ptaków...
Czar nagle prysł. Zdałem sobie sprawę, że świat mojego dzieciństwa skradli mi technokratyczni złodzieje marzeń. Głupcy z uczelnianych utopii, gdzie liczy się butny  i pewny siebie profesorek lub doktór od inżynierii. Człowiek i przyroda to dla nich dodatek. W betonie dostrzegają jedynie słuszną prawdę.

Lisia nora podczas jesieni na wyspie.
Opływałem kępę z dojmującym poczuciem utraty czegoś wyjątkowego, co nie wróci. Postać mojej babci, co smaży świeżo złowione płocie, a ja chybcikiem je podjadam. Mgłę która mnie oczarowała tak silnie, że w końcu wpadłem w dół i o mało co się nie utopiłem. Pamiętam do teraz tę walkę o choćby jeden ''łyk'' powietrza i nieznośny ból, gdy piastunka wyławia moją mizerię z otchłani wody. Malutkie liski w norce pod lasem. Albo gitarowe dźwięki wuja, przy których zasypiałem.Oni mi to odebrali. Pozostała pamięć.

Brzegi Wyspy Brwileńskiej- w oddali czaple białe, po lewej zaś lasy Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego.
Czarne płaszcze kormoranów już nie cieszyły, biel czapli smuciła, zaś przybrzeżne zarośla straszyły smuteczkiem. Mimo, że krajobrazowo nie jest tak źle. Ale to właściwie takie złudzenie, oszustwo natury, pragnącej naprawić to, cośmy spaprali jako ludzie. Od kiedy zbiornik włocławski istnieje, ludzie mieszkający nad nim, nie mają z niego jakiegokolwiek pożytku. Co gorsza, jego skarpy się obsuwają i pękają, w zimie zaś lodowa kra zalega w bez ruchu i stwarza zagrożenia powodziowe zarówno nad najbliższymi terenami jak i bliżej Płocka.

Tylko te stare samotne drzewa-kłody ratowały pejzaż tego zbiornika. Pamiątki dzikości...
Opuszczone i niszczejące muzeum w Murzynowie... Dzieło wspaniałego już nie żyjącego etnografa dr. Jacka Olędzkiego.
Nawet nie chcę myśleć ile syfu chemikaliów zalega na dnie jeziora...  Wracając do portu, pomyślałem, że świat wiślanej wolności tutaj nie istnieje. Tutejsza przyroda, człowiek oraz krajobraz przypominają atrapę jakiegoś eksperymentu szalonego tworzyciela. Ma on ubaw i radoszkę z władzy jaką mu nadano. Szydzi z nas, z życia, z pierwotnego piękna. I wmawia wszystkim, że tak musi być! Na piasku omijam szyjki potłuczonych butelek, fioliowe woreczki i plastikowe obudowy wyrzuconych odbiorników telewizyjnych.

Koszmar. A w pobliskim  Murzynowie budują właśnie nową przystań żeglarską... Tylko kto będzie tam pływać, kto przycumuje ukochaną łajbę? Bo na pewno nie ja...










.






5 komentarzy:

  1. Te zbiornik to jest świadectwo ludzkiej głupoty. Nie dość, że nie wiadomo co z tym zrobić. Rozbierając to dziadostwo ryzykujemy, że cały syf który osadził się na dnie radośnie spłynie do i tak zmaltretowanego Bałtyku - ale wtedy mielibyśmy fląderki, dorsze, śledzie wzbogacone o całą tablicę Mendelejewa.

    Kloszard

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dodać, nic ująć. Oboje mamy wspólne odczucie...

      Usuń
  2. Jakoś tak mi się skojarzyło...

    https://www.youtube.com/watch?v=6J0_O6AjHwc

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbyś tak pochodził w tym mule trochę, a potem dał mu wyschnąć, to butów byś nie musiał kupować :)

    OdpowiedzUsuń