Siedzę na niewielkim skłonie parowu. Jest dość ciemnawo od otaczającego mą skurczoną postać lasu. Rosną w nim lipy, olszynowe drągi z grabowo-dębowym starodrzewiem i gęstwiny leszczyn. Właśnie oddają wiewiórom obfity urodzaj z orzeszków laskowych. Rudzielce ogony przemykają wśród pni drzew to w dół, to w górę. Mam ubaw, ponieważ ignorują moją obecność, są jak beztroskie istotki w gonitwie po darmowe łakocie.
|
Strumyczek. |
W dole jaru płynie niewielki strumień, uroczo kręcąc się i wijąc pomiędzy sporych wielkości głazami. W kilku miejscach tworzy mini kaskady z wąskich języczków spienionej kipieli. Mimo, że las już zamilkł na dobre od ptasich koncertów, słyszę szczebiot sikor i pokrzewek. Latają w stadkach dziobiąc w każdej szczelince, załomie i dziurze kory. Czasem w podskokach zlecą nad rzeczułkę i myszkują pod kamieniami i w pełzającym runie wiecznej zieleni kopytnika. W pasie wierzb, które zbliżają się ku wiślanym brzegom obsiadają gałęzie i co jakiś czas zawisają w powietrzu. Najczęściej bogatki.
|
Strumyczek w głębokim jarze. |
Na dziuplastej osice jaśnieją białe plamki odchodów. Przypominają złuszczone skrawki farby, co odpadają ze starości. Pod okapem dość szerokiej huby czernieje wydrążony otwór, z którego sporadycznie zmrużą się powieki sówki. Jak dotąd inne ptaszyny jej nie zauważyły, bo byłby lament niezadowolenia. Kto wie, czy by jej nie przegoniły? Przecież w grupie siła, odmieniec nie ma szans na spokój. Smugi bladziutkiego złota kładą się na wprost sowiego ustronia. Dzięki temu maskuje się on z pstrokatościami cieni, załamań i drgań dla postronnych ślepi. Las jest w głębokim dojrzałym seledynie, znad którego unosić się zaczyna opar leciuchnej mgiełki.
|
Warkoczykujący strumyk z dopływami darni. |
Ze wzgórz wąwozu zeszła trójka saren, niepewnie wodząc nieufnymi spojrzeniami. Każda z osobna była jednym i tym samym zalążkiem wzroku. Kiedy w końcu zbliżyły się ku rozwidlenia strumyka umykającemu w jasność piaszczystej delty, jedna z nich skryła swój zarys w trawach. Pozostałe dołączyły z chwilą, gdy towarzyszka gasiła pragnienie. Widziałem je w całej krasie, pochylone nad szemrzącą pieśnią opadającą ze śliskich kamieni. Ślady racic mocno wryte w miękkie błoto pokrywały się lusterkami bijącego brokatu. Takie zadziwiające wizualne wrażenie... Z korzeni splątanych olch dołączył samotny rudzik podskakując odważnie. W niedużej odległości unosił swoją mizerną kulkę piór i nagle znikał pośród żwiru, szlamu oraz giętkich kwiatów jasnoty. Mały zadziora, bojownik pragnący uznania. A potem dyga na odstającym pniaku umoczony kroplami rosy na łebku. I po chwilce znika.
|
Resztki starodrzewia. |
Zbliża się wieczór. Wkoło zapada coraz większa cisza. Na wprost moich stóp wychyla się wąsaty mysi pyszczek i truchleje. Lecz nie ucieka, patrzy zaciekawiony jakby z bezczelnością gryzonia. Staram się nie ruszać, zaintrygowany tym, co może nastąpić. Wyłazi dalej i niucha. Nadstawia długaśne uszy, patrzy szyderczymi ślepkami i znowu szuka, ale we mchu. Wilgoć jest jego sprzymierzeńcem, gdyż zaraz czmycha ze zdobyczą w czarną norkę. Jest nią ślimak. Za jakiś czas lśni koralami ubawionych ocząt i biegnie z powrotem w ciężki mech , już na dłużej, pewniejszy siebie. W gąszczu dostrzegam jedynie merdający ogonek i słyszę jakiś pisk. Teraz w pysku niesie owoc rozgryzionej jagody. Przysiada i trzymając w łapkach zajada się niczym elfik. Bo znów na mnie patrzy. Wybucham śmiechem.
|
Mini wodospadzik na strumieniu. |
|
Ujście strumyczka do Wisły. |
Wracam wzdłuż strumienia. Podziwiam strome ściany jaru i młaki strużek wypływających z jego spękań. Zalegają one między korzeniami drzew, bo tam są zagłębienia. Zdarza się także źródełko i darń rdzawej kałuży. One akurat dołączają nad strumyk. Na pożegnanie zauważam jak na gałęzi starej lipy siedzi niespokojnie grzywacz i głośno klaszcze skrzydłami. Czyżby się sposobił do snu? Oby bezpiecznie. Wychodzę z dolinki. Wiślane brzegi jak zawsze dobrze usposabiają. W oddali stada kaczek kłębią się na płyciźnie i wyczekują nocy. Idę w ciszy, na tle zachodzącego słońca.
Kiedyś tak opisywałem swoje sny. Zaraz po przebudzeniu, żeby nie zapomnieć szczegółów. Mam jeszcze te notatki.
OdpowiedzUsuńAkurat przeżyłem to w realu, bez sięgania w sny :)
UsuńKażde słowo głaszcze moje serce. Czuję się jakbym podglądała Ciebie w Twojej niezwykłej świątyni. Pięknie i pięknie opisujesz świat przyrody. :))
OdpowiedzUsuńGreenway
No Greenway, raczej Ty mnie nie podglądaj w świątyniach przyrody, bo się zawstydzę :)
UsuńA na poważnie, dziękuję.
Gdy tak patrzę na te zdjęcia, to mam dziwną pewność, że dawno, dawno temu tam bywałem...Imciu, to muszą być okolice wioski na literę U. Nie mogę się mylić...Szczenięce wspomnienia odżyły...
OdpowiedzUsuńLas nad tobą szumiał, twoją wodą poił się
Rzeko dzieciństwa
Gdzie twa woda czysta, która koi ból
Daj mi twoją wodą z oczu moich spłukać łzy
Rzeko dzieciństwa ...
Maciek L.
Imciu, zali dobrze prawisz, to Twoje tereny z lat dzieciństwa...
OdpowiedzUsuńSzczerze zazdroszczę Ci tamtych widoków, tego wąwozu i tego strumyczka. Wciąż są piękne, zważ o tem. Miałeś raj.
Słowa genialnego Tadeusza Nalepy doskonale odpowiadają tej rzeczywistości.
Dzięki waść, że podzieliłeś się z nami swoimi sentymentami.
Znalazłem ten utwór :)
https://www.youtube.com/watch?v=5GZLDvQC08I
Uszanowanie imciowi...