sobota, 15 listopada 2014

Wśród mgieł i nadwiślańskich ptaków

Dzisiejszy poranek był szarawy z poświatą mgieł nad rzeką. Długo wisiała przeglądawszy się na pomarszczonym lustrze wody. Wiatr wzmagał bure grzywki fal..Tu i ówdzie pływały stadka łabędzi jeszcze z młodymi. Nurogęsi nie odstępowały ich nawet na chwilę.Nurkowały razem w poszukiwaniu jakichś frykasów. Brzegi łęgów biły czernią kory. One też pod załamaniami spokojniejszych wód wiślisk odcinały swoje długaśne drągi.



Na otwartej przestrzeni wiślany żywioł smagał po złysiałych koronach topól. Te nic sobie z tego nie robiły. Obrastały jak zawsze naroślami z guzów i odrostkami gałązek. I tak w zgodzie z rytmami pór roku. Od nagłych wiosennych wezbrań po nękające suszami letnich upałów. W głębi lądu stare wierzby z dziuplastymi otworami kryjówek, tęsknotą za dudkami straszyły mackami umarłych czarownic. Zawsze tak było. U ich stóp jeżynowe witki chowały się w trawiastą glebę. Zroszone po nocnym płaczu saren.


Brzegi okrajków z leszczyn, wierzbowisk oraz olch skrywały nieliczne stadka raniuszków. Rozweselały depresyjny nastrój całej okolicy. Kłębiąc się na szczytowych  partiach drzew, aby zaraz w głośnym łkaniu odlecieć w rzadkie krzaczory wiklin. Pojedyncze sikory towarzyszyły większym siostrom. Szczebiocąc żałośnie. Białe czaple dostojnie brodziły na płyciznach z namułów tuż pod lasem. I nikt nikomu nie wadził.

Im bliżej głównego nurtu rzeki, zaczynają pojawiać się różnej wielkości oczka wodne, i starorzecza. Otacza je łęg topolowo-wierzbowy. Sięga on do piaszczystej granicy łach i mielizn. A tam już inny świat i inne zwyczaje. Ślady po żurawiach dawno zatarła wietrzna ściana zimna i podmuchy jęzorów rzecznych. Wisła często kaprysi, zalewa niżej położone wysepki albo zlizuje piasek z pagórków. Wiatr jest sprzymierzeńcem. Jelenie wychodzą z lasu, skacząc z kilkumetrowej skarpy. Depczą puste skorupy małży i tunele po bobrzych ogonach. Piasek wszystko zdradzi. Zachwyt wzbudza cudowna mozaika zwierciadełek kałuż  porozrzucanych po zalewowej stronie łachy. Rogacze piją wiślaną ciecz.


Z oddali słychać krakanie sójek. Krzyczą bez opamiętania. W swoich czatowniach ukryły się bieliki.. Polować podczas wiatru i lekkiej mżawki, to niedorzeczność. No chyba, że jakiś żółtodziób spróbuje szczęścia. Mgiełka przeszkadza, na horyzoncie plamy dużych kęp można ledwie dojrzeć.Ale nęcą bardzo, ażeby do nich pójść.



Kiedy pora opuścić nadwiślańskie ostoje ciszy, wkraczamy w murawę z czerwono zgniłych plątanin psianki słodkogórz, dzikiego chmielu i bluszczu. Przecina ją dróżka zagubiona w łęgu z podmokłych łąk. Ścielą się w jaśniejszej części drzewostanów, gdzie dociera słoneczne światło i cień przedwieczora. Jeżyn też nie brakuje i listowia kosaćca. Tutaj locha z młodymi może w spokoju poszukiwać kłączy smakołyków Zaś małe dziczki pobaraszkować w miękkim błotku bajora.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz