|
Kropelki łez lasu łęgowego. |
Iść przed siebie. W bagienne dale, ku pniom starych wierzb. W płytkie kałuże ciągnące się po ostatki ludzkiego spojrzenia. Jak cygańska poetka Papusza, gdy uciekała przed niemieckim okupantem gdzieś na dawnych kresach mojego kraju. Tylko w łęgowej odludni mogła odnaleźć bezpieczną przystań. Uratować życie. Pod stopami chlupocze, plastry mgiełek unoszą się nad krzakami kaliny i kruszyny. Z koron topól płoszą się zaspane siwe wrony. Ocieka skraplający się opar nocy.
|
Owoce kaliny koralowej w łęgu wierzbowym. |
|
Las łęgowy. |
Mijam czerwone kropelki łez wiszące kiściami na wiotkich gałązkach. Lśnią w ponurym świetle odbijając się o mchy zaległe na korze drzew. Błyszczą lusterkami i przyciągają oko. Podchodzę. A więc tak wyglądają łzy niedostrzegalnego lasu, w plątaninie chmielu, kolczurek i powojów. Teraz zupełnie zdrewniałych, owijając się wokół korzeni i powalonych kłód. Czyżby las płakał? Tęsknił za kipiącymi barwami wiosny i lata? Pod stopami zauważam kapelusze łęgowych grzybów, rosną w zleżałym listowiu wierzby trójpręcikowej. Pod ostrymi zaokrągleniami innych liści. Nieco dalej, leży coś na kształt miniaturowej czarki, którą jakiś zwierzak niechcący potrącił. Czarka w nadwiślańskim łęgu? Niemożliwe! Tu nie Puszcza Białowieska...
|
Fragment łęgowego lasu. |
|
Tajemniczy grzybek w łęgu wierzbowym. |
Ma jakieś 2 cm- drobniutki pazurek czyjegoś smutku. Wbity w serce, które już nie bije; zamarzło, zakrzepło i obumarło. Jak gleba pokryta sadzą mułu i uduszona jego ciężarem zapada się w sobie. Po korzenie uschłej leszczyny. Zbielała kośćmi resztek sarny, którą pożarły kruki i sójki. Wydziobał sprytny myszołów.Wydarł gang norek amerykańskich, śmiejąc się przy tym do rozpuku i szczerząc zęby. Czy las płacze? Zadry dzikiej róży kaleczą. Więc opuszczam gęstą darń ziemi i przedzieram się ku rzece, ku wiatrowi, co wejdzie w moje nozdrza. Pragnę jego siły, jego nagłych podmuchów i grzyw fal, co niosą wolność po wodzie. Marszczy jej doskonałą powierzchnię i okrąża wystające kikuty pokaleczonej wędrówki. Skądś, albo dokądś.
|
Zarośla jeżynowe. |
|
Fragment łęgu nadwiślańskiego. |
|
Piękno łęgów wierzbowych. |
Oglądam się za sobą, białe trawy płożą się na skraju łęgów. Oddają mu w ten sposób hołd, bez przerwy zginając kłosy w tanecznym uniesieniu lekkości. Wiatr każe, upomina, świszczy między dołami, a zabagnieniem i kieruje się ku wnętrzu lasu. A tam cisza. W tym niemym bezdechu traci animusz, rozbija się o coś, czego nigdy nie pokonał. Tam nie sięga jego wola. Jest natomiast pomruk roślin, jęk pni zdarty i posiniaczony w siekaczach bobra, co kładzie go z drżeniem opadłego zniechęcenia. Gdy wióry drewna i rozczłonkowanych wierzbin przypominają żalnik świeżych trupów. Stamtąd nikt nie wraca. Jest podrost skrzypów, najstarszej rośliny na świecie.
|
Dzika róża nad wiślanymi brzegami. |
|
Dziwadła nadwiślańskie. |
|
Zastoiska oczek wodnych w łęgach. |
|
Fragment łęgu wierzbowo-topolowego. |
Klony jesionolistne dyndają pewne siebie.Rozpychają się wokoło. Czepiają swoimi odroślami, zaś z runa spijają nektary wilgoci. Zabierają młodym drzewkom słoneczne światło niczym pasożyt żerujący na żywym ciele. Ale las jest cierpliwy, rodzimy duch matczynych topól wie, że niebawem zagłuszą intruzów i ożywi się soczysta żyła w ich pędach. Bujną ku niebu. Zazielenią go lepkimi pączkami, pod którymi wychylą kwiatuszki bluszczyka kurdybanka. I w tym miejscu brzemienna klępa urodzi kiedyś młode. Las to wie.
|
Mykoflora grzybów na powalonej topoli. |
|
Ściana lasu wierzbowego. |
|
Fragment Zalewu Włocławskiego pod Płockiem. |
Nad brzegiem rzeki przedwiośnie. Pączki owłosionych bazi zwołują się nawzajem. I krzyczą! Z rzadka grupka sikorek zaszczebiocze, to odleci, to znowuż nadleci. Czuć, że poważne czasy na amory się zbliżają. W łęgowej ostoi znajdzie się jakaś dziupla, albo załom w korze. Spękania u stóp omszałego wiązu, gdzie ciepło i cichutko.Ciurkający wężyk wody. I mech dla rudzika. Na Wiśle brudna piana bulgocze o piaszczyste brzegi. To efekt wyższego stanu wody po niedawnych dość intensywnych opadach deszczu. Nie brakuje śmieci, które rzeka niesie z sobą. W oddali widzę napuchnięte cielsko martwego psa. Truchło jest już napoczęte przez ptaki. Zaczepione o podwodne korzenie.Las nie wybacza, rzeka tym bardziej.
|
Wierzbowe kotki. |
|
Wyrośla flory na przedwiośniu w lesie łęgowym. |
Wędruję wzdłuż wiślanej wstęgi, tutaj szerokiej aż po horyzont. To zbiornik Zalewu Włocławskiego i jego monotonna linia brzegowa. Żadnej rybitwy nade mną, krzyku zabłąkanej mewy, czarnych skrzydeł kormorana.Sylwetki płynącej łodzi.Pustosz jest tu okrutna. Czuję znużenie, jakby chęć ucieczki w ścianę drzew. Tylko wiatr koi moje zmysły, krople rosy opadające z krzewów, które mijam. Chcę iść, nogi same niosą przed siebie. Jakże blisko do szaleństwa za którym już nic nie ma. Chłód, deszcz, głód. Dziurawy worek wspomnień, smak jabłka, które zrywam w miejscu opuszczonego gospodarstwa. Cmentarz.
|
Mykoflora lasu wierzbowo-topolowego. |
|
Wezbrania wiślane niosą syf i brud z miast. |
Krajobraz pamięta to co było, i to czego my zabrać ze sobą nie możemy. W tym jego potęga. Nawet jeśli go zniszczyć i przeobrazić na własną modłę, on pozostanie w pagórku, w ciężkiej glinie i w jarze z którego wypływa źródło. Gdzieś tam w środku. W zastygłym bursztynie, w skarpie szkieletu mamuta. Pamięć trwa także w lesie, w podskórnym płacie piachu, który porasta rachityczna sosna. W zatrutej rzece syfem z kanalizacji i topielcami z wielkich powodzi. On pamięta.
|
Zadeptywane łąki skrzypów przez ludzi... |
|
Płaty wiślanych skrzypów. |
|
Wiślane topole. |
Las nigdy nie płacze. On jest dziki, nieoswojony, splątany żywiołem trwania. Kiedy jest zbratany z rzeką, pozwala się zatopić, ranić ostrzami kry, co zdziera z niego korę i wypłukuje korzenie. Jest wówczas niedostępny, skuty lodem i ciemny. Trzeszczy, postękuje, czasami czeka.Wygląda prędkości światła w gwiazdach opadających w nicość nieistnienia, a potem chłonie letni świt, by się zbudzić. Czerwone krople łez to jedynie opuszczony fragment podróży zawartej w krzewie kaliny, w mokrym zakątku do którego przypadek lub chaos doprowadza czyjeś nogi. Łęgowy las jest niewidzialny.
|
Wiślany wieczór. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz