środa, 11 października 2017

Cmentarz bezimiennych w Wiedniu

Nawet posiadając dobrą mapkę, ciężko było mi dojść do tego niewielkiego cmentarzyka. Usytuowany między portem naddunajskim a terenami przemysłowymi jest zupełnie niewidoczny. Rowerzyści mają łatwiej, dojazd ścieżką rowerową to luksus. Ale to była piesza wędrówka ku pamięci osób, które kiedyś zabrała wielka rzeka...

Widok na Cmentarz Bezimiennych ze schodów prowadzących z kaplicy. Foto: Październik 2017 r.
Wnętrze cmentarza. Foto: październik 2017 r.
             Cmentarz ten jest jedynym znanym mi na świecie miejscem poświęconym tym, którzy stracili swoje życie w toni wielkiej rzeki. Wielu z nich wyłowiono z Dunaju po kilku dniach, a czasem sama rzeka oddawała ciała nieszczęśników. Jako, że woda jest w ciągłym ruchu-wiry, prądy podpowierzchniowe, głazy i zatopione konary drzew, taki nieborak był pokaleczony i nierzadko jego zwłoki trudne już do identyfikacji. Szczególnie pod koniec XIX wieku, kiedy medycyna sądowa jeszcze raczkowała.


Zdjęcia cmentarza ze strony : http://friedhof-der-namenlosen.at/?page_id=22

Wśród ludzi, którzy stracili swoje życie w odmętach Dunaju byli przede wszystkim topielcy- samobójcy, skrytobójczo zamordowani, lub w niewyjaśnionych okolicznościach. Byli także szaleńcy, zakochani, których ktoś zdradził, okradł, albo stracił z jakichś powodów cały dobytek swojego życia. Należą do nich rybacy podczas połowu, a także zwykli szarzy ludzie potopieni podczas nagłych powodzi. Również bezbronne dzieci.W rozpaczy i w cierpieniu człowiek robi rzeczy o których wcześniej by nie pomyślał. Osamotnienie należy do tych czynników, co sprawiają, że czyni rzeczy ostateczne i dla wielu niezrozumiałe. Wiem coś o tym. Pisałem kiedyś na blogu o śmierci mojego przyjaciela, który popełnił samobójstwo. Do dziś mi go brakuje.



Zapewne dlatego jakoś tak dziwnie wiąże mnie z ludźmi, którym rzeka zabrała ostatni haust powietrza niewidzialna więź. Jako dziecko sam się topiłem w Wiśle. W mojej rodzinie dalszy krewniak o imieniu Krzyś jako kilkuletni brzdąc, utopił się w wiślanym starorzeczu Sobótka w Płocku. Było to w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Wiem, że o tym zdarzeniu pisała ówczesna płocka prasa...






Nekropolia Friedhof Der Namenlosen [Cmentarz Bezimiennych], powstała w miejscu dawnej wioski rybackiej zamieszkałej ok.1700 roku. Pierwotnie to tutaj był pierwszy cmentarz poświęcony topielcom. Pierwszy znany pochówek nastąpił tu w 1854 roku. Do teraz pochowane są tam szczątki ok. 478 ofiar Dunaju. Teren jest teraz zalesiony i trudno dostępny. Odpuściłem sobie penetracji lasu, z uwagi na nieznajomość zwyczaju tutejszych mieszkańców i bliskość zakładów pracy Mógłbym mieć przecież jakieś nieprzyjemności.

Tuż obok znajduje się obecna nekropolia, ogrodzona ceglano-kamiennym murkiem. Góruje nad nim okrągła biała bryła kaplicy, w której odbywają się różnego rodzaje uroczystości religijne. Skromna, bez zbędnego patosu i gigantomanii zbudowana i otwarta 9 maja 1935 roku. Wnętrza kaplicy nie sfotografowałem, bo była zamknięta, ale przez kraty widziałem surową elegancję naściennych malunków i sam ołtarz.

Leżą tam Austriacy, Słowacy, Węgrzy, Czesi a nawet Polacy. Znalazłem na nim trzy polsko-brzmiące nazwiska. Cóż, kiedyś Cesarstwo Austro-Węgierskie zajmowało wielki obszar. I tak jak teraz ludzie migrowali za pracą, dachem nad głową i nierzadko uciekali przed prawodawstwem zaborców. Ludzie ci z faktu, ze nikt o nich nie pamiętał stawali się z upływem czasu pyłem naszych sumień. Cmentarz zarastał nadrzecznym łęgiem, zalewany kolejnymi wezbraniami wód Dunaju, a ofiary rzeki na nowo wypływały z mogił. Widoki naprawdę przerażające.

Kościół Katolicki odrzucał topielców odmawiając im godnego pochówku, bo samobójcom nie przysługiwał taki zaszczyt [sić!]. A przecież nie wszyscy tracili życie podług swojego wyboru. Na wielu polskich cmentarzach do dziś ci, naznaczeni przez los leżą wstydliwie pod płotami i murami cmentarzy. Cóż za hańba! Całe szczęście ja nie mam nic wspólnego z chrześcijaństwem.

Brzozowe krzyże, które przegrały z warunkami pogodowymi. Foto: http://friedhof-der-namenlosen.at/?page_id=22



Piękno małego naturalistycznego cmentarzyka.

Na Friedhof Der Namenlosen spoczywają obecnie 104 osoby, z czego aż 61 nie zostało nigdy zidentyfikowanych. Wiele z nich ekshumowano z poprzedniego cmentarzyka, z uwagi na ciągłe zalewy Dunaju. Wielkie serce oddali temu przedsięwzięciu zwyczajni ochotnicy, robotnicy i  rybacy.Z sąsiedniej miejscowości o nazwie Mannswotrh przekazano drewniane trumny, aby umarłych godnie pochować. Groby są proste, naziemne, z czarnymi metalowymi krzyżami oraz srebrnymi sylwetkami Jezusa. Wcześniej ponad 90% krzyży była z brzozowego drewna, które nie podołało zębowi czasu. W latach 1900-1932 pochowano na nim 82 ofiary Dunaju. Ostatnie pochówki na Cmentarzu Bezimiennych miały miejsce w 1940 roku.

Wyłowionych topielców jeśli nie udało się ustalić ich personaliów chowano następnego dnia, po sekcji zwłok. Taki był zwyczaj. Dopiero po czasie, jeśli rodzina była pewna, że jest tutaj jej krewny zabierała szczątki ze sobą, lub pozostawiała na bezimiennym. Najczęściej z uwagi na koszty i swoją biedę.

Może Polka?



Cmentarzyk jest nieduży, usytuowany w naturalnym depresyjnym leju. Okala go ziemny wał usypany przed falami wezbraniowymi rzeki. Jest do dziś dobrze widoczny. Najistotniejszą częścią nekropolii jest jednak przyroda. To ona sprawia, że cmentarz nie zasmuca, nie zasępia. Wzroku wędrowca nie męczą wielkie i zimne grobowce nowobogackich modnisiów, jak ma to miejsce na polskich cmentarzach... Tutaj zieleń naturalnej roślinności zlewa się z mogiłami, które przyozdabiają nieduże, wykute w czerni krzyże. Ponad nimi szumi listowie starych drzew, których nikt nie chce tutaj wycinać! Są wśród nich piękne wiązy i dęby z domieszką kasztanowców. Rosną także cisy. Zauważyłem także dużo pięknych okazów klona polnego rosnącego nawet do 10 metrów wysokości. Doprawdy urokliwe drzewa, które w moim kraju w ogóle się nie zauważa.


Za tę czapkę i okulary przepraszam-moja nieuwaga....


Każdego roku na cześć osób, które potonęły w Dunaju organizacje wodniackie, miłośnicy kajakarstwa i wszelakiego pływania po rzece oddaje hołd ofiarom wielkiej rzeki. W tej intencji, wypuszczają ku wodzie wieniec przy akompaniamencie orkiestry dętej i huku wystrzałów. Poniżej na załączonych filmikach możecie obejrzeć w jaki sposób mieszkańcy okolicznych miejscowości i samego Wiednia to robią.

W moim odczuciu to piękny zwyczaj. A zapalone wieczorem znicze na Cmentarzu Bezimiennych tworzą niezwykłą atmosferę zadumy i pamięci. Wszak śmierć to nic szczególnego, wszyscy jesteśmy cząstkami atomów, które powrócą tam, skąd kędyś przyszły. Dlatego tak warto żyć pełnią swoich możliwości, jak kto potrafi...



Wędrowiec, mimo, że poniekąd jest jakby wyobcowany w swoim przemierzaniu drogi, którą pokonuje, wie, że celu wcale nie musi osiągać. On po prostu idzie. Dla niego ważny jest krajobraz, rzeka, mijany las i pustka parkingu przed supermarketem w obcym kraju. Nawet ławka na której spocznie, gdy czuje, że jest skonany. A sen oddany chłodzie nocy, ugasi później pod platanem na wzgórzu Kahlenberg. 

Czas jest jego przyjacielem i jednocześnie kusicielem ułudy, dla której nikt nie pragnie znaleźć miejsca. Miejsce jest tylko potocznym odbiciem ucieczki przed czymś, co sam piechur sobie wymyślił, lub odtworzył. Jak w imitacji uczuć. Czas jest i jakby nie istnieje, to zależy wyłącznie od wędrowca. Piesze peregrynacje, to także otwarcie się na prawdę o drodze. Może nią iść bez przerwy, lub pokonanym położyć się tuż obok na poboczu, by przyznać, że przegrał. Tak jest z wyborami. Z drogą. Z życiem. Nawet jeśli po jakiejś pauzie uświadomi sobie, że jest nikim.

Cząstka atomu, to on sam. Więc śmierć jest wpisana w jego wybór. Woli jednak życie.

Tajemniczy znak na jednym z nielicznych pomników z płytą...



Od dawna chciałem pójść na Cmentarz Bezimiennych w Wiedniu. Jak nomada, wykolejeniec, głupek. Dojść do niego na własnych nogach, aby oddać w ten sposób swój hołd utopionym w rzekach. Nie tylko w głębinach Dunaju.  W końcu mi się udało. Była w tym irracjonalna potrzeba człowieka urodzonego w mieście nad Wisłą. Nad rzeką równie piękną i potężną jak jej południowy krewny. Czasami człowiek musi zrobić coś, co podpowiada mu intuicja i serce. Choćby to miało znamiona totalnej głupoty.

Bezimienni mają chociaż swoje miejsce. Ja natomiast pył swojego gruzu w życiu. Ten gruz rośnie, niebawem zrobi się z tego płaski kopiec, podziurawiony, garbaty i przesiąknięty błotem. Szukam ratunku. Śmierć podziwiam, ale nie specjalnie za nią tęsknię. Wolę własną kosę na łące, o świcie, ale bez rosy. Polecam, to czysta przyjemność! Do tego pajda chleba i zimny garnc mleka. 




Josef Fuchs jest ważną postacią dla Cmentarza Bezimiennych w Wiedniu. Już w 1932 roku zaangażował się w jego ratowanie, pielęgnację i stopniowe przywracanie pamięci o ludziach tam spoczywających. Gdy w 1939 roku wcielono go do niemieckiej armii, cmentarz podupadł. Wrócił dopiero w 1947 roku, z Rosji. Prawdopodobnie z tamtejszej niewoli. Nie zamierzam oceniać jego wyborów. Może ich w ogóle nie miał? Po prostu o tym nie wiem. 

Bez takich osób świat dawno by się stoczył. Dlatego zamieszczam zdjęcie Jozefa, wierząc w to, że był kim wyjątkowym. Jego spuściznę kontynuuje syn, prowadząc stronę internetową poświęconą Cmentarzowi Bezimiennych. Skorzystałem z kilku informacji tam zamieszczonych. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany, podaję link na samym końcu posta. Na prawdę warto.

   Foto:  http://friedhof-der-namenlosen.at/?page_id=22


Rzeka Dunaj pod Hainburgiem.

Korzystałem z poniższych stron:
http://friedhof-der-namenlosen.at/?page_id=22
http://www.suf.at/wien/friedhofnamenlos.htm

5 komentarzy:

  1. jestes odwaznym czlekem na tym padole lez zawsze ci to mowilem miejsce kazdy chcialby niec a jak nie ma to zostaje zuzyte ubranie na cmetarzu. trzymaj romek

    OdpowiedzUsuń
  2. Romku, raczej jestem dobrze stuknięty ;) Ten świat za szybko pędzi, nie nadążam... Dlatego spełniam marzenia, za które zawsze zapłacę... Ale nie żałuję. O tych zużytych ubraniach pamiętam. No coś Ty? Ma to sens. Jesteś mądry inaczej, a ja takich szanuję :) Szkoda, że nam się znajomość posypała, ale dla mnie pozostaniesz Moim Przyjacielem. Trzymaj się i nie dawaj się wykorzystywać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz do niego dotarłem z myślą o pozostawienia wiązanki nagrobnej, każdemu zmarłemu należy się szacunek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać że cmentarz lata świetności ma już dawno za sobą. Niestety brakuje osób które by na co dzień zajmowały się takimi zapomnianymi miejscami. Jest to smutna prawda. U nas również na cmentarzach widać jak wiele grobów jest zaniedbanych ponieważ nie ma kto się nimi zająć.

    OdpowiedzUsuń