środa, 21 lutego 2024

Wiślane smutki

Mijają kolejne tygodnie niepokoju nad polskimi rzekami. Z początkiem tego roku, po krótkotrwałych opadach śniegu i większego mrozu, a potem dość intensywnych ulewnych deszczach, rzeki przybrały. W wielu regionach naszego kraju rozlały się pięknie po dolinach. Od lat nie widziano tak szeroko rozlanej rzeki Nidy w świętokrzyskiem, lub Bzury w jej ujściowym odcinku, gdzie wpada ona do Wisły.

Topole czarne- sokory, zalane podczas wysokiego stanu Wisły na środkowym odcinku rzeki.

Z punktu widzenia przyrodniczego, wysuszone tereny zalewowe rzek w końcu zasiliły zanikające w zastraszającym tempie starorzecza i różnego rodzaju naturalne odnogi i kanały. Jest szansa, że w okresie wiosenno-letnim wiele z nich na nowo się zregeneruje, zarówno pod względem florystycznym jak i ichtiologicznym. Chciałbym doczekać powrotu na wiślane łęgi powabnych storczyków. Sądzę, że wiele gatunków ryb także odnajdzie tam swoje ustronne tarliska i chwilkę na rozród nowego pokolenia. [np. różanki, płocie, jazie i drapieżne szczupaki].

Kto wie, może nawet pojawią się w ich pobliżu pierwsze od lat stadka czajek i batalionów? One uwielbiają podmokłe łąki i nieużytki, gdzie jest względnie bezpiecznie i cicho, a baza pokarmowa obfita i różnorodna. Już teraz tuż przy wałach przeciwpowodziowych i na zalewiskach pod wodą stoją wierzby głowiaste. Drzewa te, tak wrośnięte w mazowiecki pejzaż lubią zasiedlać ginące dudki, a nawet kraski. Fajnie by było podglądać je z okulara lornetki, cieszyć oko pisklętami wylatującymi później z dziupli. 

Mam świadomość, że to, co teraz przeraża tak wielu ludzi mieszkających na terenach nadrzecznych mało co interesuje aspekt wartości przyrody. Większość z nich martwi się o swój dobytek i bezpieczeństwo. Chce usłyszeć, to, czego pragnie; od zapewnień lokalnych notabli w urzędach gmin i powiatów, że pogłębiane będą  rzeki i podwyższane wały. Politycy są jak wiklina na wietrze, wszystko rozkminiać będą, byleby przedłużać stan swojej niemocy i ignorancji. Rzeki tak jak były, wciąż  opasa gorset wałów, które tłamszą ich wolność do wylewów. Wałów do dziś w ogóle nie odsunięto, mało tego, te, które istnieją są w dość różnym stadium użyteczności. Patrząc wstecz, jest wiele fragmentów wałów przeciwpowodziowych rozjeżdżanych przez qadowców. Znam kilka takich miejscówek w pobliżu Świniar, albo nieopodal rezerwatu przyrody "Ruska kępa", gdzie jest wiele wyżłobionych kolein i wyrw po bieżnikach quadów. Ten proceder trwa od lat i jest jakby przemilczany. Kiedy zaś strażacy zauważą bobrze dziury w wałach, momentalnie słychać gardłowanie, że bobry należy odstrzeliwać. Brak tutaj konsekwencji i uczciwości. Jest za to żerowanie na ludzkich emocjach, łatwizna medialna urzędów, które mogły przez minione lata zrobić coś pożytecznego zarówno dla rzecznej przyrody, jak i bezpieczeństwa ludzi mieszkających blisko rzek.

Zalany biotop krzaczowisk głogowo-tarninowych pod Płockiem.

Śmierć w dolinie Wisły środkowej, w lesie łęgowym.

Szpaler wierzb podczas wyżówki na Wiśle.

Wisła w Jordanowie, k. Płocka.

Przerośnięte urzędy, które w jakiś niewytłumaczalny sposób są niezdolne do jakichkolwiek kroków decyzyjnych w ochronie nielegalnie niszczonych tam bobrowych zadziwiająco dobrze i szybko (!) reagują, kiedy trzeba rozkopać jakiś kolejny ciek wodny, albo udrożnić następny rów melioracyjny, co skutkuje przecież szybszym odpływem wód i odsuszaniem całych obszarów łąk ziołoroślowych. Giną w ten sposób całe łany łąk rumiankowych na zawalu wiślanym (od lat 90-tych XX w. na zalewanych łąkach nadrzecznych wymarły całe stanowiska tej rośliny od Płocka po Czerwińsk n. Wisłą) Przepiękne fragmenciki lokalnych populacji krwiściągu lekarskiego już wyginęły, roślina szczególnie piękna, która zasiedlała obrzeża dorodnych olsów i starych łęgów.W ten sposób łany firletek ustępują inwazyjnej nawłoci kanadyjskiej i zaroślom klonu jesionolistnego, obcej plagi naszych rzek...

Przypominam o tym z uwagi na fakt, że przez dziesięciolecia kraj nasz zdołał zniszczyć wiele bezcennych terenów bagienno-rzecznych na rzecz olbrzymiej sieci rowów melioracyjnych. Na ten moment, mamy w Polsce więcej rowów i kanałów melioracyjnych niż długość wszystkich rzek razem wziętych! A potem jęczenia, że susza, że plony rolne małe, albo nawet już bezpowrotnie stracone... Na zdrowy rozum już na jutro powinien powstać kompleksowy program renaturalizacji rzek i cieków wodnych. Szczególnie jeśli chodzi o te mniejsze dopływy dużych rzek, i zatroszczyć się o te ostatnie torfowiska, bagna i podmokłości. Zaś wszelkie żródliska traktować wręcz jako święte. Wiem, to utopijne i życzeniowe marzenie. Zanim coś ruszy w tym kierunku zalejemy syfem kolejne tereny zielone pod autostrady, parkingi i megalomańskie rozrosty miast i miasteczek. Teraz to raj dla deweloperów i różnej maści handlarzy ziemią pod działki rekreacyjne i huby magazynowe. Trwa masowe odrolnianie. Człowieka, jako jednostki nikt przecież o zdanie tutaj nie pyta. Trwa hulaj dusza.

Wisła pod wałami przeciwpowodziowymi, ok. Dobrzykowa.

Ginący krajobraz kulturowy w Dolinie Środkowej Wisły

Krajobraz, który znamy z naszego dzieciństwa odchodzi. Setki tysiące drzew przegrało z urzędniczymi przepisami, uchwałami i ustawami. O masowej wycince polskich lasów nie będę się rozpisywać, każdy kto zechce, zobaczy efekt tych prac w najbliższej okolicy swojego zamieszkania. Jest zatrważający. Powracają jak bumerang szumne  pomysły kolejnej zapory w Siarzewie na Wiśle. Już sam proces legalizacji tego monstrum jest skandaliczny, projekty, ekspertyzy, studia... To są ogromne koszta społeczne, o których, ci, którzy chcą go przepchnąć obecnie nim mamią i konfabulują. Przecież ciut ogarnięty człowiek wie, że koszta poniesie polski podatnik i polskie państwo. Tak zdegradowano całe obszary dzisiejszego Zbiornika Włocławskiego, aby mogła funkcjonować tama we Włocławku. Zmieniono stosunki wodne w lasach Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego, obniżono zasób wód podziemnych okolicznych terenów, zalano cmentarzyk ewangelicki na wiślanej kępie opodal osady Głowina. Co gorsza zniknął roztokowy charakter Wisły, który dawał tyle życia rolnictwu, co skutkuje dziś postępującym stepowieniem daleko idącym niż po Kujawy.


W tych wiślanych smutkach pozostaje nadzieja, że zupełnie wszystkiego nam jednak nie zabetonują. Może coś uchowa się nam z przyrody, tylko nazwy się zmienią. Powstają teraz jak grzyby po deszczu:Parki Samorządowe, Parki Rekreacyjne, dekoracyjne straszydła po tak zwanych rewitalizacjach naszych miejskich skwerów i parków. Coraz mniej w nich rodzimych gatunków krzewów i drzew, za to przybywa kolorowych podświetleń, fontann i cmentarnych kształtów z klocków i stalowych ławeczek. Może to stan naszych czasów, gdzie Park Narodowy, rezerwat przyrody, lub Zespół Przyrodniczo-Krajobrazowy to jakiś rodzaj dyskomfortu dla osób rozkochanych w sztucznej inteligencji. To, co żywe, DZIKIE, NATURALNE stało się brudne, zakrzaczone, zakomarzone, zakleszczone, a więc groźne. Powstała nowa idea natury, ma służyć każdemu podług jego potrzeb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz