środa, 30 listopada 2011

Dworek w Konarach k. Płocka

Czasami,kiedy człowiek zdaje sobie sprawę,że zawsze jest sam i zdany jedynie na siebie-musi przystać i zastanowić się nad sobą.Wkoło jakoś to wszystko pędzi przed siebie,goni się czas za czasem a on ma wrażenie,że to nie jego miejsce i nie jego pora.Jakby siedział w przedziale wagonu nie istniejącej borowickiej wąskotorówki i patrzył,że ona stoi a reszta mu ucieka.
Niszczejący dworek w Konarach k. Ciachcina w gm. Bielsk. Przykład dewastacji niewielkich siedzib ziemiaństwa mazowieckiego.
Czy jestem frajerem? Może żyję sobie w jakiejś wirtualnej utopi marząc o fajniejszym świecie i innym lepszym otoczeniu.Karmię nadzieję,aby oszukiwać samego siebie,że dobrze robię. Dobrą drogę wybrałem.W samotności odnajdując kolorowsze barwy egzystencji.Rowerowe ucieczki przed samym sobą.Poszukując lepszych i prostolinijnych starych ludzi.Zawsze bliżsi mi byli ludzie idący bez celu.Oni przynajmniej niczego nie garną do siebie.Przyjmują to,co daje im los lub przypadek.Dziadowski styl życia jak pierwsi pielgrzymi albo mędrcy.
Główne wejście do dworku
Nie wiem,czy będę miał w sobie na tyle siły,ażeby jeszcze zaufać sobie.Coraz mniej ufam ludziom.Jakże często jest tak,że przychodzi do mnie taka chwila,impuls,pewien instynkt-za którym chcę zwyczajnie pójść...Obalić stereotyp,że wszystko,co mam muszę za wszelką cenę utrzymać. Mieszkanie,majątek,pozycję społeczną.Bo jakże inaczej??? Co inni powiedzą? Zwariował,zdurniał,"ocipiał". Zapewne tak ocenią go ludzie i znajomi.
Usiąść w dębowym lesie i poddać się próbie.Bez niczego,żeby nie korciło,że ma się alternatywę.W najgorszą deszczową pogodę,na mrozie z dala od wszystkiego,co przypomina,że gdzieś jest drugi człowiek. Obcy,zobojętniały zupełnie zimny.Albo,co gorsza chcący pomóc tylko po to,żeby on sam poczuł się lepiej.A tacy są przecież najgorsi...
Zostać obłąkańcem:niech wyśmiewają,że to ten,co nocuje w lesie i bez sensu dogorywa żywota jak dzikus.Przecież ma za swoje-tak mu się zachciało!Mieć taką odwagę,tę moc idioty za którym nic i nikt już się nie wstawi.Bo i po co. Korzyści z tego żadnej.
Świat przyrody mimo,że okrutny i ciężki jakoś bardziej do mnie przemawia.Tam jeśli się przegra,wiesz,że to już koniec.Tutaj w "realu" pożera silniejszy słabszego,lecz nie tak szybko. On,ten silniejszy musi mu najpierw pokazać,jaki to on jest mocniejszy-w upokorzeniu przecież lepiej smakuje zwycięstwo.
W moim regionalizmie zawsze odnajdywałem ratunek.Tam było to coś,co nazywam utraconą lub ukrytą siłą pierwotności dawnych wieków. W dzikiej naturze albo też w ludziach rozumiejących tę jej wartość.
Dziś spotkałem jej inną bardziej szkaradną gębę-obojętność na estetykę,pamięć i szacunek. Wszystko po trosze.Kiedy przeglądam stare pożółkłe fotografie ludzi,których już nie ma- wiem,że oni nigdy nie wrócą. Uśmiercają ich,ci co,teraz żyją. Ludzie potwory,ludzie widma,siedzący przed telewizorami lub pod sklepami z butelczynami "mamrota".Barbarzyńcy znający jedynie jeden cel-pieniądż...
Grób rodziny Klimkiewiców w Ciachcinie z 1863r.-dawnych właścicieli dóbr w Goślicach i Ciachcinie.Możliwe,że także w Konarach...
Gdzie są tamci poczciwi ludzie? Ciężko pracujący chłopi na roli,ale kochający to,co robią.Chociaż nie łatwo było.Stogi siana,latające gąsiorki i dudki.Konie z krowami na pastwiskach.Grajkowie pod dachami domostw z melodią starodawności prostego ludu.Niewielkie wkomponowane w krajobraz dworki i pałacyki.Jego dawni gospodarze.Mocne i szczere więzi rodzinne.
Ja już nie wiem.
Natomiast wiem,że czuję się jakby jakiś pasożyt wbił mi się w moją niewidzialną duszę i pomalutku mi ją wysysał.
Więc uciekam wsiadając na rower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz