niedziela, 11 marca 2012

Dogoń mnie duszo!

Czy życie nomady ma jakiś głębszy sens? Ciężko się w tym połapać.Człowiek jest jak zakurzony mebel,nie przestawiany z miejsca na miejsce spowszechnieje.Staje się utrwalonym przedmiotem w mieszkaniu,czyjąś zapamiętaną własnością.Domowym rupieciem przyzwyczajeń.Domownik wstający nocą z łóżka wie,że nie uderzy się o jego ostry kant,lecz podeprze się o niego.Wie,że tam jest.Wierny niczym skopany pies.




Jest coś,za czym trudno trafić.Niepokój to nic w porównaniu z odczuciem obłędnego pragnienia zmiany otoczenia,ludzi lub krajobrazu.Niekiedy jest to zwykła ucieczka przed szarością swojej egzystencji.Rośnie ten dziewiczy lęk przed życiową porażką.Czasem,który nam umyka a my dostrzegamy,że wraz z nim znikamy w jakieś czeluścia niebytu.Bo nagle tracimy grunt pod nogami,wiarę w to,co robimy ,jakim życiem żyjemy.


Wtedy pragniemy ,aby pożarła nas jakaś przestrzeń.Chcemy być tam,gdzie nas jeszcze nie ma...I szukamy miejsca,Domu bez ścian i namiotu koczownika.Górskich szczytów,albo łagodnych nadwiślańskich plaż.Idziemy przed siebie.Jak często jesteśmy wtedy ślepi? Gonimy bo nie możemy wytrzymać tego,co już dogoniliśmy na co dzień.Chyba.Po naszej duszy hula wiatr,wiruje i straszy,że zmiecie z powierzchni ziemi.


Być włóczęgą to nie łatwa sprawa.Poszukuje on w gruncie rzeczy siebie samego.Tego,co pogubił po drodze.Wielu udaje,że to niemożliwe i nie godzi się z tym.Wracają.Pośpiesznie i nieuważnie nie dostrzegając drobiazgów i śladów pozostawionych przez siebie.


A może nasza dusza nie nadąża za nami? Stajemy się zbyt szybcy dla niej.Sami nie swoi już,odmienieni i osamotnieni.Dopada nas przekwitły stan ścigania się z tym,czego nie sposób dogonić.Własnych wyobrażeń.Może trzeba po prostu przystanąć na dłużej i pomyśleć o sobie.Pójść do klasztornej kamedulskiej celi albo pogańskiego gaiku wznoszącego się nad łąkami powierzchowności - i usłyszeć wołanie zagubionej gdzieś po drodze naszej duszy...


Z dedykacją dla zagubionych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz