Do takich pejzaży jakie można sobie zafundować należą stare drzewa, zleżałe pnie ich połamanych lub podpróchniałych konarów. A na nich mchy i grzyby. Czasami porościk lubo jakiś okazik śluzowca. Wtórna dzicz .W ramkach ze słońca lub mgieł zawieszonych nad strumieniem albo podmokłym bagniskiem. Wrzaskami sójek w gęstwinie boru.Tudzież dziczym stadkiem przechodzącym przez leśny dukt zdziwionym twoim tu pobytem.
I ta cisza pozwalająca na wysłuchanie swoich myśli , może nawet bicia własnego serca w czasie pieszego podróżowania. Kiedy pokonuję przeszkody ze zwalonych konarów, karpy wystające zdradliwie z runa liści i błota. Gdy zdyszany mogę przysiąść na pieńku i coś przekąsić.Zgryz jabłka, chleb posmarowany smalcem, bo akurat tutaj najlepiej mi smakuje Albo napawając się łykiem gorącej herbaty z termosu.Jest w tym ta przyjemność.
Jakże pięknie korespondują do tego krajobrazu zdania z książki Krzysztofa Wiktorowicza pt.'' Tłumacze ciszy '' [ wydawnictwo Libra 2009 ]. Cytuję :
'' W tarninie uwijały się mysikróliki. Pomiaukiwały cichutko kocięta na strychu. Odezwał się gdzieś kruk. Własny? Obcy ?
Nim zmorzył go sen, zrozumiał, że wcale nie jest taki ostatni, -pojedynczy-, że bardziej pojedynczy są ci, którzy nie potrafią słuchać.
I czuł, że w jego życiu coś się zmieniło.''
Moje leśne pejzaże ciszy.Kolory.ścieżka w jarze, wspomnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz