niedziela, 4 listopada 2012

Pięknie żyć w podróży życia .

'' Kiedy umieramy, wiatr w ten dzień przychodzi, żeby nas stąd wymieść, zatrzeć ślady naszych stóp. Wiatr wzbija kurzawę i nią zasypuje ślady, które były, gdzie żeśmy chodzili, bo inaczej byłoby tak jak gdybyśmy dalej żyli''.
                                     -Śpiew Buszmenów o śmierci, za R. Kapuścińskim z ''Lapidaria''.

A ja tak sobie myślę, jak tu pięknie sobie pożyć. Czy coś po mnie zostanie, czy nie-jakie to ma znaczenie. Nie wielu za mną zapłacze.Więc nie ma co się przejmować. Świat jest ogromny, a ja maluśką jego cząsteczką. Co prawda skurczył się on do rozmiarów małego orzeszka, bo samolotem dotrzeć już można niemal w każdy zakątek świata; to on jest dla mnie olbrzymią zieloną pięknością . I nic mi  tego nie spaprze.Taki obraz mam w sobie. Chronię go jak jakiś endemiczny gatunek rośliny znany tylko mi  i nikomu innemu.Nie muszę go hodować, wystarczy, że daję mu żyć w naturze moich marzeń.

Prawdziwych Buszmenów już nie ma. Wymietli ich spragnieni odmienności turyści albo sami opuścili swoje pustkowia asymilując się z murzyńską większością. Mogę się domyślać jak ten wybór na  nich wpłynął... Zapewne żyją w gettach i próbują przeżyć. Ja wciąż żyję. Nawet można by rzec, stałem się burżujem. Mam w końcu swoje magiczne wieczory w ciepłym mieszkanku. Psi pysk na moich kolanach, książkę i łyk gorącej kawy. A na ścianie Kazia Nowaka- mojego arcykapłana wpatrzonego we mnie z wyrzutem dezaprobaty. Ciągnie swój rower po saharyjskich piaskach, podczas kiedy ja wylegując się niczym leniwiec
karmię brzusio.Jest w tym, przyznam szczerze pewna arystokratyczna dwulicowość. Lecz jakże z tego rezygnować ? Pięknie jest przeczytać kolejny świeżutki artykuł mojego przyjaciela-którego niebawem cały świat pozna. Jak tu wyzbyć się tej przyjemności pójścia do kumpla po 50 złociszy, bo akurat zbrakło na żarcie. Lecz wiem, że nie odmówi, choć spojrzy z politowaniem.


Jak tu pięknie pożyć ? Wsiadam na rower i jadę przed siebie. Nie szukam w tym sensu, po prostu połykam drogę. I zmierzam do celu. Tym czymś jest brzeg jeziora, cisza albo ulubiony szum ukochanego dębu. Rudzikowy transik w krzaczorach  leszczyn. Lub kilka kartek książki, która woła do mnie abym ją dopieścił, lub ona mnie (:

.Gdy wracam szosą i mimochodem spotykam się ze wzrokiem z kierowcami aut, które mnie mijają ; często spostrzegam jakąś ich nieokreśloną tęsknotę. Wówczas wiem, że uratowałem swój czas. Zamknąłem klamrę, której oni wciąż nie zatrzasnęli. Ścigani w pędzie ku czemuś, czego i tak większość z nich nie dogoni. Głupcy.

Wolę moją przeciętność i ich pogardę. Spotkanie z przyjazną duszą niż z gębą szefa kombinującego jak by tu mnie upokorzyć.Chcę być, czuć, lewitować, żyć życiem. Strasznie jest udawać, skrywać myśli przed innymi. Z obawy, że później ktoś to wykorzysta. Pewnie, że tak ! Ile razy już tak było. I cóż z tego. Nie należę do osób, które zaufają na maksa. Wszelakoż mogę zaryzykować i otworzyć się na drugiego człowieka.Bo chcę pięknie pożyć !

Niebawem poznam brzeg Niemna. Ostrobramski zarys twarzy nad bramą. Klimat na Rossie...Bo w tym jest piękno.Nawet dla rodzimowiercy. Zaszyję się w uliczki z Miłoszem i nawet mu wygarnę, że taki był z niego laluś. A co tam, szaraczek też może.Marzy mi się zimna listopadowa noc pod płachtą i śpiworem z Bohatyrowiczem.

- Widzisz Kaziu, jednak cię nie zdradziłem-los włóczęgi nadal jest silniejszy we mnie. Będziesz mnie pilnować.Tak na wszelki wypadek, bo jeszcze spodoba mi się inny piękniejszy wymiar rzeczywistości.

Bo życie jest nazbyt piękne by z tego rezygnować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz