czwartek, 28 lutego 2013

Płockie rozmaitości wiślane

Dziś w Płocku wyjrzało w końcu słoneczko. Po wielu dniach zamgleń, zachmurzeń i opadach deszczu  ze śniegiem.  Czyżby kroczyło przedwiośnie? Jeszcze leżą płaty śniegu w zagłębieniach terenu -w łęgach przywiślanych  zalegają kloce lodu wyrzucone przez rzekę. Ślady bobrów jakby się nasiliły, ponieważ leżą zgryzione olchy. Przyroda pomalutku się jednak budzi. Pączki kocich bazi srebrzą dyskretnie w burej monotonii drzew, za to sikory ożywczo ganiają  po gałęziach, skubiąc w szczelinkach kory.

Starorzecze pod Płockiem.
Idziemy z Perką wzdłuż podmokłości. Często przystajemy. Nad nami jakiś klucz ptaków głośno krzyczy. Zmierza przed siebie do znanych sobie miejsc. Oby jeszcze były... Wisła jest niespokojna. Marszczy się i pluszcze o brzegi. Jej zimne jęzory opłukują każde wolne miejsce, skąd zabierają różnego rodzaje śmiecie- butelki, puszki po piwach, plastikowe korki a nawet oponę po traktorze ! Mijamy je jak najdalej. bo nie  chcę by mój pies coś połknął.

Już wracają.

Ścięte olchy  przez bobry w zimie.
  Życie płata wiele rzeczy, które nas czasem zaskakują. Gdy jest źle w tym czasie możemy się przekonać, kto jest nam bliski. Czy zrozumie to, co przeżywamy, co nami wstrząsnęło. Tak jest teraz ze mną. Jeśli kiedyś upadnę naprawdę mocno , wiem, że rzeka mnie uratuje. Zamieszkam na wiślanej łodzi i spalę wszystkie mosty- bo tak trzeba będzie. Zachowam dobre wspomnienia. A potem pójdę swoim nurtem, biorąc rzeczną nomenklaturę. Patrzę na blask słońca i coś kłuje. Może dopada nas wiosenne przesilenie?

Wiślana magia.
 Szczęśliwy ten, kto nie liczy upływającego czasu.  Kiedy wędrowiec naprawdę chłonie widoki jest w stanie dostrzec najmniejszy detal otoczenia. Coś takiego można porównać do poezji haiku; tylko przez taki sposób pojmowania rzeczywistości można dojść do jej głębi. Myślę, że dzięki temu ówcześni podróżujący mnisi doznawali najszczerszego szczęścia. W znoju i w chłonie. W samotności i gdy doskwierał głód. A mimo to bliscy czegoś bardziej wartościowego- wolności pojmowanej jako wybór z samego siebie, dokonany bez przymusu. Dlatego odczuwam z nimi takie pokrewieństwo duszy.

Pod jaskinią Morusa - Perka moja pani :)
 Za każdym razem, kiedy patrzę na pysk mojego psa, z którego bije jakieś ciepło, zauważam, że niewiele potrzeba, aby do niego dołączyć. Uśmiech wraca samoczynnie, szczególnie, gdy zaczepia i poszturchuje po nogach. Jakaż szkoda,że dawno zabiliśmy w sobie taką wrodzoną radość z życia. Dlaczego? Przecież tyle tracimy. Nawet ta przeklęta butelka w tle nie przeszkadza... Jest radość, chwila, mocniej bijące serce z wysiłku, gdy kontynuujemy wycieczkę.

Zalew Sobótka w Płocku.
 Niebawem zawita do nas wiosna. Cieplejszym słońcem w nasze okna, wietrzykiem i zapachami mokrej ziemi. Poruszy nasze utajone pragnienia i pęd do lasu, który kusić będzie pączkami młodych liści, przylaszczkami i zwiniętymi w ruloniki listkami paproci. Zacznie się ptasi rwetes. Krecie kopce na łąkach. Mech rozrośnięty na starych lipach. Będziemy marzyć o miłości, podróżach i nowych miejscach. 



2 komentarze:

  1. Ostatnie zdjęcie - fantastyczna perspektywa. :) Piękny spacer. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Dla takich właśnie widoczków i refleksji naprawdę warto się zatrzymać. Od fotografii jużem się uzależnił :)
    Serdecznie pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń