środa, 31 lipca 2013

Marzenia

'' Bo najciężej jest ruszyć. Nie dojść ale ruszyć.Dać ten pierwszy krok. Bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg, lecz serca. To serce najpierw rusza, a dopiero nogi za nim zaczynają iść. A na to nie tylko trzeba siły, ale i przeznaczenia, żeby przemóc serce i powiedzieć, to ruszam.''
                                                                                       -Wiesław Myśliwski.



Tracę grunt pod nogami. Życie jakoś tak dziwnie układa się nie po mojej myśli. A niekiedy wręcz namacalnie dostrzegam jak przechodzi koło mojego zadufanego nosa i wiem, że nic nie mogę na to poradzić. Wierzcie mi, paskudne uczucie. Z drugiej jednak strony  tli się w szaleńczym umyśle człeczyny nadzieja, że może tak będzie dla niego lepiej. Uwolni się od wiecznego strachu żywego manekina, którego ktoś  ustawił za szybą wystawową sklepu i udaje uśmiechniętego szczęściarza. Choć wszyscy wiedzą, że jest inaczej, bo on sam jest tylko sztuczną kukłą...

Może faktycznie trzeba sięgnąć dna, aby znowu powstać i ruszyć przed siebie, nie oglądając się za plecami. Zrobić ten upragniony krok i zawierzyć intuicji albo marzeniom? Stracić to, co dawno zaprzepaszczone. Dach nad głową, etatu niewolnika za pensję, z której nie sposób godnie przeżyć, albo spontaniczności, dzięki której zawsze ratowałem tyłek. Cóż wówczas pozostaje? Bicie serca jak u Myśliwskiego?


'' Ja sam. Kto taki? Galernik, prący ku słupom Heraklesa, który pod osłoną nocy, zmyliwszy czujność strażnika, porzuca wiosło i pełznie między siedziskami ku wschodzącemu słońcu, błagając o sztorm. Tylko, że ja już o nic nie błagam.''
                                                                      - S.Beckett, [Nienazywalne].

Patrzę na sierpowaty kształt księżyca za otwartymi okiennicami. Wciąż napawa mnie on pięknem. Jak noce tego lata, takie parne, duszne a jednocześnie kipiące życiem. Bezdomne koty walczą ze sobą tak zaciekle, że aż gryzący kurz wzbijają ku górze. Wdycham go mocno w nozdrza, bo to dziki stepowy tuman wolności. Dobrze o tym wie mój pies i zezłoszczony podszczekuje ku intruzom. Zazdrości im. A ja patrzę przed siebie i myślę o drodze. O byciu tu i jednocześnie nigdzie. Z plecakiem, z ciszą i z bezkresnością wody, gdzie przy brzegu jest ukochane kanu i ukryte wiosło.Wstający świt. Spokojne fale rzeki Opuszczając obce mi zupełnie miasta i ludzi potworów. Wgłąb czegoś leśnego, zielonego i czystego. Ażeby umrzeć tam z głodu lub po prostu zacząć żyć życiem.


Być niczyją własnością, bez stempelków, urzędowych pism i panicznego osamotnienia. Tutaj niczym traper z dziecinnych marzeń, co błądzi za tym nienazywalnym! Przecież nie wszystko musi mieć swój sens, ważny jest ten kolejny ruch wiosłem, ta siła, która przyciąga, kusi, przywołuje. Tęsknota za miejscem. Tedy, gdy okryje mnie całun ze mgieł-a ja wyjdę z szałasu. Być poza swoim czasem pojmowania i nie myśleć, ale robić na co przyjdzie dana ochota. Czy to wolność, czy iluzja pomyleńca? Droga...-to się liczy. Inaczej szkoda wysiłku...


Poznałem takich, co żyją wyłącznie drogą. Jedni pływają łódką po rzekach Europy i żyją z dorywczych zajęć, by mieć za co zjeść. Im to wystarcza. Jeszcze ktoś jedzie rowerem, bo musi, bo nie potrafi przestać. Z kolei znajoma wędruje pieszo po kilkaset kilometrów po maryjnych sanktuariach, nie dlatego, że taka z niej wierząca osoba,  lecz, że na tych szlakach odnajduje siebie. Cokolwiek to znaczy. Czy oni wybrali ucieczkę od rzeczywistości, a może zwyczajnie zrejterowali od swoich ułomności i porażek? Znajdą się tacy, że to potwierdzą. Cóż, nieodżałowany Edward Stachura ujął to następującymi słowy:
''Ja- powiedział Michał Kątny-dzielę ludzi na wojowników i na kurwy [męskie i damskie] oraz na ogromne zastępy tych, co pośrodku, bliżej nie określonych, takich ni w pięć, ni w dziewięć, ni w dziewiętnaście. Dzielę ludzi na próbujących nie zmarnować jednego życia i na nie próbujących tego''.

Płynę w marzeniu smukłym kanu i coraz bardziej się ono urealnia. Idę wzdłuż niewielkiej rzeczki w Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym o której wiem, że jeszcze nikt jej tam nie przeszedł-dla jej dziewiczości.Tego potrzebuje moja dusza. Zacisznej tajemnicy wśród leśno-szuwarowej dziczy. A potem już nic nie wiem. Może szczęśliwy oszaleję i zacznę inną wędrówkę. Jako nieprzystosowany, wykolejony i przegrany. Na samą myśl ogarnia mnie śmiech. Życie jakże często bywa przewrotne, człowiek raz niedojada przez kilka dni a potem nagle staje się wariatem. Ciekawa odmiana. Wolałbym maraton z poezji haiku siedząc na mchu...Przynajmniej jakaś korzyść i dla ciała i dla ducha:)

                                                       --  --  --
                                        Przysiadł na progu chaty
                                                   Łysy wróbel
                                             Zaskrzypiały schody
                                                                       
                                                        --  -- --
                                                       
                                         Malwy zagladają w okno
                                              Z kubka herbaty
                                                    Piją osy.
                                 ======================================
                                            -------------------------------------                                              
                                                         
                                                                 
                                                                     
                                                                           
                                                                     
                                                                       
                                                                         
                                                                         
                                                                       
                                                                   










7 komentarzy:

  1. Dusza pragnie Wolności, a ciało musi jeść, lecz czasami Dusza nie ogląda się na ciało. Masz duszę wędrowca i trudno Ci żyć tak jak inni. Trzymam za Ciebie kciuki Sławko, polubiłam Cię.
    Greenway

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Ci Greenway... Jak się nic nie zmieni, to pewnie zrobię w swoim życiu coś szalonego. Nie tylko ja mam podobnie, zdarzają się jeszcze fajni i porządni ludzie, dla których marzenia są tak ważne jak ich własne życia. A co ważne są sobą i nie grają pawianów. Pewnie należysz do tej nielicznej garstki- więc rozumiesz. Byłaś nad swoją łąką? :)
    Serdeczności znad Wisły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby tak wszyscy zaczęli robić "coś szalonego", to nie byłoby komu orać, siać, dachu nad głową budować, nie mówiąc o wymyśleniu i utrzymaniu internetu, w którym można się "szaleństwami" przerzucać.
      A potem ci "szaleni nomadzi" przychodzą do tych "nieszalonych", którymi zwykle gardzą za ich "przeciętność", po wodę, strawę i schronienie.
      Coś tu chyba nie gra, a rzeczywistość skrzeczy?

      Usuń
  3. Też mam ochotę na szaleństwo i bieg przed siebie, kiedy ten pancerz, który noszę mnie uwiera. Łąkę mam na wyciągnięcie ręki, trochę dalej niż za czasów dzieciństwa, ale niestety łąka zarasta. Już jedną trzecia łąki stanowią zarośla, przeważnie olchowe, co jest wynikiem niechlubnej działalności człowieka. To przykre, ale chociaż w tych zaroślach ptactwo znalazło prawdziwy azyl.
    Wiesz Sławko po wielu poszukiwaniach ja swój azyl znalazłam w swoim sercu. Tam jest niezmierzona przestrzeń i niebo o najpiękniejszym odcieniu błękitu i uśmiechnięci, prawi ludzie. I wolność, wolność, wolność...
    Greenway

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może tam (w sercu) jest prawdziwa rzeczywistość, a to co na zewnątrz to ułuda?

      Usuń