poniedziałek, 31 marca 2014

W leśnej spokojności

   Podwieczorny las. Na pniach starych dębów baraszkują stadka kowalików. Oblatują wszystkie zakamarki drzew, to w dół to w górę kory. Każda szczelinka jest obadana, każdy załom, dziuple i dziury odpukane dziobami. Jeszcze bezlistna dąbrowa pączkuje nieśmiałymi sutkami młodej wiosny. Szarzeje w oślepiającym słońcu nawet pod wieczór. W jej gęstwinie nieopodal strumienia nawołuje podrażniony drapieżnik- chyba jastrząb. Za ścianą leszczyn jednak nic nie dostrzegam.

W podwieczornym słońcu.
  Drepczę wolnym krokiem przed siebie. Pod stopami płaty przylaszczek, które omijam jak tylko mogę, aby ich nie zdeptać. Suche runo zliściałej dębiny szeleści głośno. Na  koronie skarpy bieleją zawilce. Łakną ciepła rozwartym kwiatostanem. Zapraszają trzmiele i leśne pszczoły. Tańcują w rytmie podmuchów wietrzyka znad pól. W dole zielono, kłosy traw rozczesuje cisza. Brakuje wesołego świergotu skowronków... Tylko racice saren w smolistej glebie żłobią się śladami szlaków.



 Schodzę w jar. Mijam nędzną sośninę posadzoną ludzką ręką. Rząd tyczek straszy moje oczy. Pragnę jak najszybciej go opuścić. Dochodzę do bagiennego olsu. Wchodzę w jego stoicki spokój naznaczony błotem, które lepi się w podeszwy buciorów. W końcu docieram w ustronne miejsce, skąd mam widok na rozlewisko w zagłębieniu ocienionej doliny. Zasila ją wąski ciek spływający ze wzniesień. Po obu jego brzegach rozrastają się wilczomlecze. Tutaj na naturalnej ławie z osikowego pnia przysiadam.



    W mroku jest majestat bezczasowego istnienia. Trwa chwila, którą się smakuje. Myśl się uspokaja a zmęczone ciało regeneruje. W koronach dudni dzięcioli rwetes, już ostatni przed nocnym snem. Tafla bagien obmywa wysepki nagich korzeni olch. Nawet nie zmarszczy swojego odbicia w igliwiu wiszących nad nimi świerczynami. Zielenieje dziwną zgniłością. W zastoisku wydeptanej ścieżyny schodzącej ku bagnom, może przez łosia?


  Las czernieje po brzegach. Plamy słońca z rzadka migoczą między pniami a gałęziami krzaczysk. Na suchej piaszczystej polanie miedziana kępa kusi ciekawskiego łaziora. Podchodzę, żeby przekonać się w czym rzecz. Fotografuję. Delikatne włoski mchu opalanego ostatnimi podrygiwaniami słońca. Przyciągają urodą , detalami swoich szczegółów. Urzeczony doskonałością natury, znowu odczuwam tę powracającą tęsknotę za drogą przed siebie. Byle z dala od ludzi.

  



  
   

4 komentarze:

  1. "pączkuje nieśmiałymi sutkami"- ty mi nie pisz takich rzeczy, teraz zwłaszcza na wiosnę :) Ja też lubię poznawać wiosnę o zachodzie słońca, lub we mgle. Nie zawsze musi to być harmider ptactwa, przylaszczki i wszędobylskie słońce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fraza jak z jakiejś pedofilskiej powieści :)
      Blog zyska nowych czytelników ;)

      Usuń
    2. Pomyliłeś/aś blog i orientację seksualną. łyknij sobie jakiegoś procha na głowę :(

      Usuń
  2. Wybacz kolego, że przeze mnie doznajesz wiosennych samczych cierpień :) Naprawdę nie było w tym nic z perwersji. Ot, jakoś mi się napisało w odruchu wspomnień.

    OdpowiedzUsuń