Wszędzie piasek. Wydmy, pagórki , wzniesienia i brzegi podziurawione od jaskółczych nor. Taką Wisłę także uwielbiam. Przypomina troszkę pustynne rejony Sahelu, gdzieś w północnej Afryce. Lecz ona jest tutaj nieopodal na najpiękniejszym wiślanym odcinku Mazowsza. I dlatego wiem, że kiedyś się w niej zatracę. Owładnięty amokiem szaleństwa.Za rok, może wcześniej.
Kiedy siedzi się u góry z widokiem na porośnięte starym łęgiem kępy i wyspy, dusza milczy przesycona rozkoszą przestrzennego spokoju. Można jak mikroskopijne ziarenko owego piasku dać się ponieść wiatrowi. Unieś się wysoko w jakieś ogromne dale, gdzie nie ma celu. Jest przypadek, rykoszet psotliwego losu, którym nic nie kieruje. Pozostaje żywioł natury: chłody, deszcze, upały, zawieje śnieżne, mróz i zmarzliny w topiejących wiosnach. Jako te ziarenko, aż opadnie, sklei się z jakąś skalną masą i przylgnie w ku czemuś, co bezprzedmiotowe.
A może zwyczajnie zatonie w żwirowatym nurcie rzeki? Scali się z pozostałą kamienistą murawą dennego świata, gdzie wodorosty moczarek i pływających grążeli dadzą schronienie ikrze drobnych rybek. Małże będą otwierać swoje muszle i nęcić nieuleczalnych wariatów od pereł. Zaś łuski zaróżowionych różanek kusić refleksami światełek, co błyszczą pomiędzy promieniem słońca, a cieniami ze zmąconej falki. Oby, inaczej pochłonie je przybrzeżny szlam i zaginie. Lepiej, aby pazur piżmaka przydeptał tą kuleczkę w łan bujnego lasu z rdestu.
Bose stopy zakopują się w miałkim piasku wydm. Każdy palec wije się w niewidzialną kaszkę z okruchów i odłamków muszel, kamyczków i grud gliny. Za każdym razem rozrywając tę całą strukturę wkopawszy się w wilgoć. Czemu w tym absurdalnym powiewie dziecinady jest tyle prastarej frajdy! Człowiek wpatrzony przed siebie całym ciałem nóg i rąk za wszelką cenę chce go nieświadomie w sobie przeczesać. Bo palce dłoni przesypują go, jakby mimochodem. A podłużny kształt kamienia chowa w kieszonkę koszuli, tak na szczęście. I patrzy w dal, w zamglone lusterko wyspiarskiego bajora, które odbija się w jego przymrużone oczy.
Rzeka oblewa łachy. Niskie zarośla wierzbowych witek porastają dokładnie każdy płat brzegów. Piaszczysta wyniosłość podcinana przez wartki prąd i przykosy. bieleje. Ona jest istotą wiślanego pejzażu. Niekiedy w głębi interioru wyspy przypomina pustynne garby; naniesione wiatrem. Jak ma się farta, można na nich zobaczyć wygrzewające się jaszczurki. Widać ich łebki i wysunięte języki. Takie widoki, to u nas rzadkość. Siwe czaple także lubują się w tym maskującym otoczeniu, szczególnie na nocny spoczynek.
W ludzkim świecie jestem tym ziarenkiem piasku, więc tutaj mi dobrze. Coraz trudniej zgrać się ze zgiełkiem rozpaplanych sobą ludzi. Ktoś inny, a jest ich tysiące czują podobnie, więc uciekają ku własnym pustyniom i w oazy samotności. Gdyby mogły się nawzajem odnaleźć, byłoby całkiem ciekawie. Tyle, że są pokaleczone i nie każda już podąża w tym samym celu. Stają się szamanami wyobrażeń nagromadzonych przez lata. I wierzą jedynie w to, co same dostrzegły. Jak rybitwy w stadzie, lecz bez partnera.
Trudno przeżyć samemu, nawet najsilniejszemu. Bywa jednak, że nie ma innej ścieżki, w którą by się poszło, tak bez strachu. Dlatego wiatr, gdy zawieje, może uratować zagubionego.
A to Waść pokazałeś Wisłę. Zadziwił mnie ten piaskowy krajobraz, chciałbym go zobaczyć na własne oczy. Mam nadzieję, że mnie tam kiedyś zabierzesz.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Kotek
Jak znajdzie waść czas, to pokażę to miejsce, bez obaw.
UsuńJak bardzo trafia do serca to porównanie ludzkiego losu do ziarenka piasku miotanego wiatrem. Piękna poetycka metafora.
OdpowiedzUsuńMoże gdzieś tam w chwilowym zaciszu znajdzie się podobne ziarenko piasku i zmieni oblicze świata na bardziej przytulne. :)
Pozdrawiam poetę słowa i obrazu. :)
Greenway
Każde z nas jest jak to ziarenko piasku. Bywa, że chciałoby się mieć skrzydła i polecieć, uciec jeśli trzeba, wzbić się dla utrzymania sobie nadziei. Nic z tego. Pozostają nogi, co stąpają niepewnie.
OdpowiedzUsuńGreenway, jak zawsze mnie powalisz :)