poniedziałek, 8 września 2014

Przedjesiennie na przywiślu

Podczas moich wojaży, częstym widokiem jest zniszczona albo zagrożona przyroda. Ludzka prywata rozrasta się w niebywały sposób, a przejawia się to tym, iż ogradzane są siatkami i drutami kolczastymi wszelkiego rodzaju dojścia do rzek i jezior. I oczywiście nikt się tym nie przejmuje, chociaż armii pasożytujących urzędasów nam przybywa...


Jakie było moje zaskoczenie, kiedy pod Płockiem ujrzałem taką tablicę! Co prawda Wisła środkowa już od dobrych kilkunastu lat jest pod ochroną jako NATURA 2000 , jednakże tablic oznajmujących o takiej formie prawnej nigdzie nie widziałem. Oprócz rzecz jasna, u granic wiślanych rezerwatów przyrody [sić!] Czytelnicy zapewne zauważyli, że unikam konkretnego umiejscowienia najdzikszych skrawków przyrody. Czynię to z rozmysłem. Po prostu uznałem, iż wielu nie dorosło do tego, aby im wskazywać takie cudowne miejsca. Zaraz zjadą się jacyś przygłupiaści terenowymi złomami lub quadami i wszystko zamienią w błotnistą breję. Nie wspominając o wypłoszeniu wszystkiego, co żyje, śpiewa lub się porusza...


Skorzystałem z pięknej słonecznej aury i wyruszyłem rowerem w malutki rewir łęgów i łozowisk. Oczywiście dwa kółka pozostawiwszy wcześniej w ukryciu.Jesienne barwy już leciuchno zabarwiają liście wierzb i wiązów. Flora leśnego runa zanika albo subtelnie więdnie schylona ku glebie. Tylko tam, gdzie jest bardziej mokro, białe kwiatostany powojów odznaczają się na tle bruzd starych topól. A na skrajach łęgowińsk szminkują się koronki głogów i mamią rozmarzonych romantyków. W zagłębieniach traw wyrastają smukłe łodyżki krwawników i jeszcze zapraszają ostatki motylich piękności. Po kolana płoży się jeżyna z dojrzałymi, słodkimi owocami. Pałaszuję je ze smakiem.




Na wiślanym brzegu obserwują stada jaskółek jak nisko szybują nad taflą wody. Niektóre topią dziobki w wodzie tworząc maluśkie kręgi. Wydają przy tym piski pełne skarg, jakby w tym zniecierpliwieniu do odlotu ku ciepłym regionom jeszcze chciały pomarudzić. Część z nich kołuje w koronach białodrzewów i poluje na owady. Wieczorne słonko uwypukla urodę białawych deseni podbrzuszy. Kiedy się skradnę w pobliże głowiastych wierzb, mogę przez lornetkę podziwiać stadka sikor bogatek i czarnogłówek. Zwisają śmiesznie w dół łebkami na wiotkich gałązkach i wydziobują z liści różności smakowe. Jeśli jest się cicho, podlatują na kilka metrów i słyszeć można jak donośnie szczebioczą. Czarnogłówki są o wiele płochliwsze, za to bardzo fotogeniczne w pojedynkę jak podskakują z gałązki na kolejną z cienkich witek. Wytrzymuję kilka minut- komarzyce wciąż kąsają dotkliwie.




Z zarośniętego starorzecza dobywają się tajemnicze dźwięki. W końcu zauważam kilka saren idących gęsiego Podszczekują czymś zaniepokojone. Jestem za daleko, abym je spłoszył, zatem jakiś grubszy drapieżnik?  Patrzę przez okular lornetki dosyć długo i nic. Postanawiam odejść dla świętego spokoju długonogich waćpann. I tak mam aż za wiele do obserwacji. Pszczoły uwijają się w słonecznym cieple na żółtawych plamach wrotycza. Obsiadają go namiętnie w grupach , tak, że w ogóle ignorują moją wścibską obecność. Pnącza psianki słodkogórz wiją się w trawach i z rzadka nęcą wzrok kwiatami z fioletowo-żółtym odpryskiem. Mają już duże wykształcone liście. Niebawem pójdą w górę pni drzew.


Siedzę nad urwiskiem podmytego brzegu rzeki i czekam wieczora. Klucze kormoranów wołają z czystego nieboskłonu. Tarcza miesiąca nieśmiało odbija się w wiślanym nurcie i pęcznieje zdrowym sreberkiem. Nawet nie chcę myśleć o powrocie. Czuję postępujący chłód zroszonej murawy. Jesiennieje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz