piątek, 26 września 2014

W barwach wiślanej jesieni

Już na przybrzeżnych nadwiślańskich obszarach zaczyna się żółcić i przebarwiać w brązy. W łęgach słychać odgłosy ryków jeleni. Nawołują się w oddali, aby poobijać sobie zderzaki. :)  Czego to się nie robi dla łaski ponętnych pań...  W gajach sokorowych głębia ocienionej zieleni nastraja ukojonym wytchnieniem. Właśnie teraz.  Dla kogoś, komu zależy na odnalezieniu tego jesiennego klimatu, ta pora wydaje się najlepsza. Samotny łoś zna tę wartość i korzysta z ich uroku.

Najpiękniejsza Wisła z łach i łęgów.
Lasy łęgowe nad Wisłą.
Brzegi rzeki wydeptują czaple siwe. Doskonale widać je na tle mokrego piasku. Tuż obok odciśnięty bobrzy ogon ciągnie wężowatą blizną od zarośli wierzb i olszyn ku wodzie.  Cała łacha jest nim przedzielona na pół. Dalej, na płyciznach stada kaczek zbite w jeden zarys klinowatej kupy, to pływa to unosi się na moment w górze. I przysiada zmieniwszy miejscówkę. Chytre ślepka lisa tylko patrzą z pożądania, skryte w jeżynowej plątaninie owoców. Czasem zaczepi zadrą kolca o rudą sierść.

Ślady wiślanych mieszkańców.

Świty należą do mgieł. Z jej czeluści słychać śmiech krzyżówek. Straszno wówczas. Starorzecza od późnego lata cierpią na niedostatek wody. Już mętnieją. Gdy się wejdzie bosymi stopami w dal mulistej młaki, można zabawić się w odszyfrowywanie wędrownych szlaków szczeżuj. To istny labirynt zawijasów, skosów i skrzyżowań. One wciąż się przemieszczają. Zanim nie wyschną, są bezpieczne.



Wszędzie bieleje piasek. Jest wilgotny od namułu naniesionego zeszłej nocy. A jeszcze wcześniej z kilku zatoczek oddzielonych fragmentami wysepek albo nomadycznmi ławicami, co zaraz znikną. Bywa, że odpoczywają tam odlatujące czajki. Rybitwy wiernie im towarzyszą. Kormorany zaś suszą w słonecznym cieple swoje wampirze skrzydła. Kłody topól i konary obumarłych wiązów zalegają przytopione w błocie. Wystają tylko zaostrzone i poucinane kikuty.  Jakby rzeźby.

Wieczór nad wyschniętym starorzeczem.
W gaju łęgowym.
Echo wiślanej krainy niesie klangor opuszczającego go klucza żurawi. Im bliżej wieczora, zanika obsiadając dalszą wyspę na rzece. Tam zebrane w grupie po kilkakroć wrzeszczą, by po jakimś czasie zupełnie zamilczeć. Widać w złudzie bladości beżu jedynie ich podskakiwania oraz rozwarte skrzydła. Wolno kroczą, zanurzają dzioby w rachitycznych trawskach i smukleją. Wyglądają zabójczo pięknie. Obok dreptają siwe wrony i do samej dojrzałej nocy wyczekują padliny.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz