Stoję na piaszczystej wydmie,
Jeszcze w nocnej szacie wisielca,
Czerwona krew spływa ze słońca,
O brzasku gdy je chmury pożera.
Głuchota zalega we mchach,
Na zimnym kamieniu ofiarnym,
Tutaj mój cień umyka za brzozy,
I błądzi lękiem chorej sarny.
Nad lasem płonie Boże oko,
Zakrzepłe w kropelkach rosy,
Po trawiastej murawie rozlane,
Jak czyjaś tęsknota na mogile.
Zapadam się w piasku małych ziaren,
Obok młodego dębu niemej skargi,
Świt przegania za brzezinę jęk wiatru,
I ciszę mgieł w pajęcze pułapki.
Las krwotokiem piękna zamiera,
Czerwienią słońca z warg Swaroga,
Wysoko się niesie jego mroźna droga,
Stoję więc w zachwycie- bo noc już kona.
Płock. dn. 25.10.2014 r.
Wracając z pracy po nocnej zmianie, postanowiłem powitać nowy dzionek w pewnym miejscu pośród pól. Mroźna noc sprawiła, że świt był akuratnie piękny. Stąd inspiracja, aby oddać podziękowania Matce Naturze i Bogom wierszem.
Życie jest jak bursztyn, który najdoskonalej mieni się w ciepłej kobiecej dłoni... Tak dzisiaj poczułem jego ciepło. W krajobrazie leśnej ściany.
Niekiedy świt potrafi być cudownym spektaklem poruszającym najczulsze struny serca. :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło poetycka Duszo. :)
Greenway
I ze wzajemnością. Ciepłego szaliczka na zielono z szafy wyjmij, zawsze to weselej. :)
OdpowiedzUsuń