piątek, 24 października 2014

Wiślane Dziady- ku pamięci tych, którzy odeszli...


We fragmentach stuletnich lasów sokorowych przejaśniało. Baldachim z listowia leży już u podnuża ich ogromnych pni. Ścielą się grubą warstwą świeżego obrusa nałożonego jakby na ucztę. I zapraszają, aby usiąść i poczuć zapach zbliżających się Dziadów.  Jesień tego roku jest bardzo sucha, tak, że po okolicznych zwierciadłach wody pozostało wspomnienie. Za to irytujących meszek jest całe mnóstwo.Kąsają zajadle.


Na wzgórku porośniętym dzikim gąszczem chmielu leżą szczątki spruchniałej kłody. Niby nic, a jednak to tutaj leży ktoś, kogo odwiedzam w swojej wyobraźni. Przemieszczam się teleportując w czasie. Pośrodku kępkowatej roślinności z kosaćców i zasłyszanego kwilenia bielików. Kryją go białodrzewy i wszędobylski piasek noszony odkosem z  pobliskiego przesmyka. Łączy się z prawiśliskiem, które nigdy nie wysycha. To w jego toni leży kamień z perunowym rytem. Żercza  wiara w dawnych Bogów. I w las, w którym odnalazł spokój.

Zdziwiony jestem powiewającą wstążką nad jego mogiłą. Czerwoną barwą owocu głogu, któremu zawierzyła tajemnicza postać, wieszając swoją wierność dawnemu kapłanowi. Czyżby była nią strażniczka wiecznego ognia w kącinie? Dziewica wyczekująca na niespełnioną miłość? Nie dostrzegam żadnych śladów stóp, ani wydeptanej ścieżyny. Lecz widzę płomień świecy. Lekkawą mgiełkę znad naruby. Otwór opuszczonej borsuczej jamy. Zarośla wikliny jako niekoszony żywopłot w oddali wiślanego brzegu.

Prosty lud wierzył, że przygnieciona kłodą mogiła odstraszała duszę nieboszczyka. Nie wodziła śpiących ludzi za sobą ku śmierci. Gdy sędziwy ofiarnik umierał, przypomniał o tym swoim współbraciom. Pragnął, cienia lasu i szemrzącej wody rzeki. Ze światem żywych łączyła go tylko mała szpara po deskach zbitych w skrzynię. Dzięki niej mógł słuchać opowieści nietoperzy zalęgłych w jego pieczarze. Był tu i tam, bez konieczności przekraczania wrót bram Nawii...


Pochylam się nad kurhanem. Znaleziony kościsty konar kładę pośrodku grobu. Będzie symbolizować kostur mądrości.  Czterotwarzowe podobizny Bogów na powrót zajaśnieją uśmiechem. U węzgłowia  zapalam płomień drugiej świecy. Ogrzeje samotne prochy mistrza. Przysiadam bliżej. Z plecaka wyjmuję piwo, kilka jaj, misę kaszy, ser, chleb i miód. Dzielę się z kapłanem i z siłami przyrody. Jak kędyś bywało...Plony łąk i pól rozsypuję wokoło miejsca spoczynku. Oddaję puszczy, co jej. Księżyc wysoko ponad dachem drzew. Wiem, że on jest , patrzy na mnie , posila skołataną duszę przyniesionym jadłem. Milczymy oboje.


W pogańskich Dziadach winien być szacunek, lecz nie strach. Pamięć bez skazy próżniaczego pędu ku smętarzom. [tak kiedyś określano cmentarze] Pokłonienie się najbliższym nam osobom i modlitwa. Jakakolwiek, byle była. Śmierć przychodzi i zabiera. Ale też odchodzi, jeśli jesteśmy zapobiegliwi, nie ma prawa nas męczyć. Nekrofilia jest dla głupców i religijnych niewolników.

Pamięci moich dziadków.














2 komentarze: