piątek, 31 października 2014

Śmierć pustej duszy...


Kiedy już nie ma powrotu, a wszystkie drzwi i okiennice przed nami zamykają, pozostaje zapomnieć. Być pustą duszą, o której nikt nie wie, że istnieje, że była pośród żywych. Błąkać się na rozstajach dróg w ciemności i marznąć. Upiór nie ma praw. Od dawna zaprzestano rozpalania ognisk tam, gdzie przodków cień i zjawa. Głód i samotność przyjąć z pokorą.

Wieczerzać przy stole będą nieliczni, współczesne domy są zimne i bez miłości. Tam zapomniano o tych, dzięki którym żywi żyją. Oni wolą narodziny zmarłego na pustyni co roku zimą. Rodzimy kruk i puszczyk wspomną w czasie Dziadów, bo im noc pozwoli. Żaden nie odleci. W czerni samotności zaznali piętna znieczulicy. W pustocie nicości jego miejsce. Trupie jego lice.


Śmierć jest wybawieniem, domknięciem, zapisem cierpienia i szczęśliwych dni. Jest lekka jak piórko. Za rzeką, za lasem, za progiem domu. W dziupli drzewa. Jeśli przekroczy czyiś próg, ten ktoś ją rozpozna i zaczyna bredzić. Godzi się z obrazami najbliższych, co za drugą stroną wyczekują. Wierzy w to, bo widzi swoimi oczyma i bredzeniem słów.. U stóp w białej szacie stoi. Podobno... Baba śmierć.

Wiatr cichy. Drzewa gołe, bezlistne, skostniałe od szarówki codzienności. Stoją wrośnięte w zapomniany grób. Pusty. Blask świecy przykryła próżność zadufanego świata żywych.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz