Wytrwale poszukiwał starodruków wywiezionych przez Niemców w czasie okupacji. Ponadto jest autorem kilkunastu artykułów i rozpraw naukowych dotyczących szeroko rozumianej ziemi mazowieckiej. Pisywał w ''Studiach płockich'', był katechetą młodzieży, oraz autorem kilku książek.
Jak trudnym było to zadanie niechaj zaświadczy poniższy tekst, który odnalazłem w przepastnej sieci internetowej. [...] Z góry przepraszam za błędy w tekście, ale żmudne ich poprawianie zajęłoby mi bardzo wiele czasu. Zamieszczam w oryginale z niewielkimi moimi poprawkami.
Ku pamięci profesora..
= Sztuka zagrabiona =
Biblia i dżentelmeni.
W połowie XII wieku skryba zanotował na kartach Biblii Płockiej, że spadające spod stropu płockiej katedry strusie jajo z cenną relikwią cudem pochwycił w locie niejaki Zachariasz.Był to pierwszy opis cudu na polskich ziemiach. W roku 1940 Niemcy z fanfarami wywieźli Biblię pociągiem. W roku 1978 potajemnie odwieźli ją taksówką.
Wehrmacht wkroczył do Płocka 9 września 1939 roku. Płocki Kościół nie był przygotowany do wojny. Przed niemieckim atakiem księża nie wywieźli ani sakraliów z katedralnego skarbca, ani bezcennych starych ksiąg z Biblioteki Seminarium Duchownego. Nawet nie przygotowali miejsc do ich ukrycia. Wikariusz generalny ks. Wacław Gałeza wkrótce po zajęciu miasta przez Niemców przekazał na przechowanie arcybiskupowi Antoniemu Julianowi Nowowiejskiemu kielich Konrada. Ufundowany w pierwszej połowie XIII w. przez Księcia Konrada Mazowieckiego jako dar ekspiacyjny po zamordowaniu kanonika Jana Czapli, był jednym z najcenniejszych skarbów późnoromańskiej sztuki w Polsce. Arcybiskup Nowowiejski, wybitny historyk, wyśmienity profesor liturgiki, pozostawił go po prostu w kaplicy biskupiej. Ufał, że tam okupanci nie wtargną. Drugi ze słynnych płockich skarbów, ufundowany przez Kazimierza Wielkiego w 1370 roku relikwiarz św. Zygmunta, zawierający fragment czaszki św. Zygmunta, został ukryty przez ks. kanonika Fronczaka w podziemiach katedry. Zamurowano go w ktorejś z pustych nisz w podziemnym grobowcu biskupów..Mniej cenne kosztowności katedralne księża w pierwszych dniach okupacji rozdali zaufanym wiernym z prośbą, by oddali je kościołowi po wyzwoleniu.
Niemcy poszukiwali skarbów katedralnych już wczesną jesienią 1939 roku. Przekopali ogród biskupi, ale nic tam nie znaleźli..
Wczesnym rankiem 28 lutego 1940 roku gestapo aresztowało ks. Gałezę.. Bito go i torturowano, domagając się ujawnienia miejsc ukrycia skarbów z katedry. Ksiądz tłumaczył, że o ukrywaniu żadnych kosztowności nic nie wie. Gestapowcy pokazali mu wtedy przedwojenne fotografie gablot w skarbcu. Zaznaczyli na nich wszystkie precjoza. Gabloty w skarbcu sfotografowali przed wojna pod pozorem zbierania materiałów do prac naukowych niemieccy historycy sztuki.
Gdy jedni funkcjonariusze gestapo torturowali księdza Gałezę, inni w tym samym czasie aresztowali arcybiskupa Nowowiejskiego oraz biskupa Leona Wetmańskiego. Obaj biskupi jeszcze tego dnia zostali wywiezieni do miejscowości Słupno. Później Niemcy przewieźli obu kaplanów do obozu koncentracyjnego w Działdowie. Tam bito ich i dręczono. Strażnicy szczególnie znęcali się nad 83-letnim arcybiskupem Nowowiejskim; biciem zmuszali go do biegów, torturowali za odmowę podeptania swego krzyża biskupiego. Obu kaplanów zamęczono w obozie w roku 1941. W roku 1999 papież beatyfikował 110 polskich ksieży-męczenników wśród nich biskupów: Nowowiejskiego i Wetmańskiego.
Płockich biskupów torturowano nie dlatego, ze skutecznie ukryli katedralne skarby.
Niemcy znaleźli w kaplicy kielich Konrada już w dniu aresztowania abp. Nowowiejskiego i bp. Wetmańskiego. W poszukiwaniu reszty ukrytych kosztowności zaczęli rozbijać nisze grobowe w podziemiach katedry. Relikwiarz św. Zygmunta znaleźli drugiego dnia poszukiwań. Księdza Gałezę wieczorem tego samego dnia, po trzech dobach tortur i przesłuchań w sprawie ukrycia relikwiarza, gestapowcy uwolnili bez słowa wyjaśnienia.
Trzej doktorzy kradną księgi, jeden doktor nie ma wyrzutów sumienia
W przededniu wojny Biblioteka Seminarium Duchownego w Płocku była jedną z polskich skarbnic średniowiecznych manuskryptów, inkunabułów i starodruków. Najstarsza częścią jej zbiorów były rękopiśmienne dzieła zgromadzone przez biskupa Aleksandra z Malonne w XII w. Urodzony na francuskiej ziemi, był płockim biskupem w latach 1129-1156. Wartość manuskryptów pomnażały liczne, dotyczące spraw polskich dopiski na ich kartach; najstarsze pojawiły się w kodeksach ze zbiorów płockiego biskupstwa już w XII wieku.
9 września 1502 roku płocki biskup Przerębski na posiedzeniu kapituły polecił, by odtąd księgi katedralne sumiennie spisano, uporządkowano i wypożyczano jedynie po własnoręcznym wpisaniu się czytelnika do osobnego rejestru.
Do płockich zbiorów przez wieki dokupywano cenne dzieła. Kilkakrotnie dołączano do nich cale kolekcje biblioteczne. Począwszy od XIII wieku biskupi bibliofile kilkakrotnie zapisywali bibliotece katedralnej swe cenne zbiory. - Trafiły do naszych zbiorów na przykład wspaniałe księgozbiory biskupów Piotra Wolskiego i Stanisława Lubieńskiego z XVI wieku. To były wówczas jedne z największych w Polsce księgozbiorów prywatnych - mówi ks. prof. Tadeusz Żebrowski, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Płocku .
W sierpniu 1939 roku w Bibliotece Seminarium Duchownego znajdowało się 80 średniowiecznych manuskryptów, pochodzących ze zbiorów wcześniejszej Biblioteki Katedralnej. Według opisów abp. Antoniego Nowowiejskiego 34 spośród tych manuskryptów zawierały tekst i komentarze Biblii, zaś na 36 kodeksów składało się około 100 wspólnie zeszytych i oprawionych dziel prawniczych z XIII, XIV i XV wieku.
Władze okupacyjne zajęli Seminarium Duchowne 9 grudnia 1939 roku, Polakom zabroniono wstępu. Mimo zakazów księża zdołali jednak przedostać się do biblioteki i uratować trochę mniej wartościowych, młodszych dzieł.
Ksiądz Władysław Makowski wydostał rękopis swej pracy o manuskryptach w płockich zbiorach.
- Księdzu profesorowi Michałowi Żywczyńskiemu, późniejszemu profesorowi Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, udało się wtedy uratować i wywieźć do Łowicza kilka cenniejszych ksiąg związanych z jego pracą naukową. Dotyczyły stosunków między Stolicą Apostolską a dziewiętnastowiecznym Królestwem Polskim - opowiada dyr. Biblioteki Seminarium Duchownego w Płocku, ks. Waldemar Graczyk.
W styczniu 1940 roku Niemcy odebrali Kościolowi zabudowania kurii, muzeum diecezjalnego i organistówki.
Seminarium Duchowne, w którym znajdowała się biblioteka i archiwum, zajął wówczas na kwatery pułk dywizji SS Totenkopf, utworzonej w październiku 1939 roku. Zorganizowano ją z oddzialów wartowniczych obozów koncentracyjnych w Dachau, Sachsenhausen, Buchenwaldzie i Mauthausen.
Wkrótce po zainstalowaniu się esesmanów w gmachu Seminarium Duchownego, pojawiło się tam trzech eleganckich panów.
Jeden z nich, dr Kurt Forstreuter, po siedemnastu latach opisał tę wizytę w liście z 3 czerwca 1957 roku do rektora Uniwersytetu w Getyndze.
Ekspozycja muzealna Biblii Płockiej w Muzeum Diecezjalnym w Płocku. |
Dr Forstreuter jeszcze piętnaście lat po wywiezieniu płockiego księgozbioru był zdania, że przeprowadzony przezeń rabunek w istocie uratował kościelne zbiory - esesmani z dywizji SS Totenkopf zamierzali wyrzucić księgi na pole za budynkami.
Forstreutera, była dobrze przygotowana do rabunku dzieł płockiego Kościoła. Dr Diesch w lecie 1939 roku kilkakrotnie przyjeżdzał do Płocka, aby zapoznać się z tamtejszymi zbiorami. Polscy bibliotekarze i archiwiści podejmowali gościnnie dyrektora sławnej Biblioteki Królewieckiej.
- W czerwcu 1939 roku przyjechało do nas dwóch niemieckich uczonych z Uniwersytetu Królewieckiego. Opowiadali, ze przygotowują monografie starych ksiąg z tego terenu. Ks. Makowski pokazał im cale nasze zbiory - mówi ks. prof. Żebrowski. Gośćmi księdza Makowskiego byli dr Diesch i jego współpracownik, prof. von Selle.
W styczniu 1940 roku w Płocku niemiecka komisja ekspertów zadecydowała, że na podstawie ogólnego rozkazu Reichswissenschaftsministerium, Ministerstwa Nauki Rzeszy, zbiory archiwalne i biblioteczne zostaną zasekwestrowane i przewiezione do Królewca.
Pod koniec lutego 1940 roku, natychmiast po wywiezieniu abp. Nowowiejskiego, Niemcy zajęli cłay kompleks zabudowań kościelnych na płockim wzgórzu tumskim. Katedrę zamienili w magazyn. W domu biskupim urządzili kasyno oficerskie, w kurii zainstalowali biura wojskowe.
Na przedwiośniu 1940 roku dr Diesch zaczął się spieszyć. W Płocku pojawiła się konkurencyjna ekipa rabusiów kierowana przez prof. Dagoberta Freya z uniwersytetu we Wrocławiu. Prof. Frey rabował polskie zbiory w imieniu marszałka Hermanna Goeringa, a czasem, bez świadków, w imieniu własnym.
Dr Diesch zawarł porozumienie z wojskowym komendantem Płocka. Komendant mial dostarczyć miejscowych Żydów do ładowania kościelnych akt i ksiąg. Późną wiosną1940 roku, przez kilka dni od rana do nocy przenosili oni kościelne zbiory na wojskowe samochody, które przewoziły je na stację kolejową. Koleją wywieziono starodruki i archiwalia do Królewca.
W trakcie rabowania zbiorów Biblioteki esesmani z pulku dywizji Totenkopf rozpalili na dziedzińcu Seminarium Duchownego wielkie ogniska z książek.. Polacy w Płocku przekonani byli, że Niemcy puścili z dymem całą bibliotekę..
- To nieprawda, esesmani palili wtedy osobiste księgozbiory profesorów seminarium - mówi ks. prof. Żebrowski.
Całość zbiorów Biblioteki Seminarium Duchownego wywieziono do Królewca. Grabież nadzorowali dyrektor Biblioteki w Królewcu dr Diesch oraz prof. von Selle.
Dr Forstreuter pisał po wojnie w liście do rektora niemieckiego uniwersytetu: "Co się tyczy biblioteki w Płocku, wiem tylko, ze prof. von Selle, radca biblioteczny w Królewcu, chyba latem 1940 [w rzeczywistości było to pod koniec wiosny 1940 r. - przyp. W.K.] zatrzymał się przez pewien czas w Płocku, aby oglądać będącą już w wielkim nieporządku bibliotekę. Była o wiele zasobniejsza niż archiwum [...]. Zbiory w Płocku zostały opisane w pracy Edwarda Chwalewika "Zbiory polskie", Warszawa 1927, tom 2. Tam mówi się (str. 59), ze największym skarbem biblioteki katedralnej jest rękopis Starego Testamentu z XI wieku i dalej: "do najstarszych rękopisów należy również Pismo Święte z pierwszej połowy XII wieku z komentarzami, ilustrowane w stylu romańskim, bez początku i końca. Ma ono 42 inicjały i 29 miniatur". Właśnie wspomnianego rękopiśmiennego Starego Testamentu więcej w Płocku już nie znalazłem. Kiedy na podstawie książki Chwalewika, którą miałem ze sobą, pytałem o ten rękopis, dowódca SS oświadczył, że uczyniono z niego prezent dla Reichsfuehrera SS" [Heinricha Himmlera - przyp. W.K.].
Z dwóch najcenniejszych manuskryptów, o których po latach pisal dr Forstreuter, Starego Testamentu podarowanego przez esesmanow Himmlerowi nigdy nie odnaleziono.
Drugim manuskryptem, którego w pierwszej kolejności poszukiwał dr Forstreuter, była Biblia Płocka.
Z nieba leci strusie jajo, lecz pobożny Zachariasz chwyta je w locie
Biblia pojawiła się w Płocku za sprawą Aleksandra z Malonne. Zapisał sie on pięknie w polskiej historii. Jako dyplomata dobrze reprezentował wobec cesarstwa interesy księcia Bolesława Kędzierzawego. Wzniósł bazylikę katedralną w Płocku, ufundował wspaniałe klasztory kanoników w Czerwińsku i benedyktynów w Tumie pod Łęczycą, sprowadził z Zachodu artystów, którzy światynie te ozdobili. No i zaopatrzył je w zamówione na Zachodzie księgi. Wśród nich była Biblia, po wiekach nazwana Biblią Płocką Przez dziesiątki lat badacze Biblii spierali się, czy napisali ją skrybowie w Płocku, czy tez powstała ona w którymś ze skryptoriow na Zachodzie, w Płocku zaś tylko zaopatrzono ją w przepiękne iluminacje. Dopiero ks. prof. Ryszard Knapiński przed kilkunastu laty wywiódł, że najpewniej cały tekst biblijny, znaczna cześć inicjalów głównych i cześć miniatur wyszły spod ręki zachodnich mistrzów. W Płocku jedynie dokończono iluminacji kart dzieła. W Płocku także w polowie XII w. dopisano do tekstu biblijnego informacje o cudownym uzdrowieniu dziewczynki o imieniu Woyncha oraz dodano opis uratowania relikwii. Umieszczono je wewnątrz strusiego jaja, ktore zawieszono pod drewnianym stropem katedry. Po pewnym czasie jajo urwało się jednak. Spadające spod stropu jajo z relikwiami w ostatniej chwili cudem pochwycił przełożony katedralnej szkoły, Zachariasz. Były to pierwsze opisy cudów na polskich ziemiach. Dzięki nim Biblia Płocka szybko stała się dziełem sławnym. Wolno przypuszczać, że w średniowieczu czytywano ją szczególnie chętnie. Z czasem zużyciu uległa oryginalna oprawa, niszczeć poczęły pierwsze i ostatnie karty. W XV w. Biblię zaopatrzono w nową okładkę z drewna obciągniętego pergaminem.
Badacze dziejów Biblii Płockiej sądzą, że przestano ją czytać w czasie wojen szwedzkich. Wtedy to razem z innymi skarbami katedralnymi została ukryta przed szwedzkimi najezdzcami.
W czasie rozbiorów Biblia szczęśliwie uniknęła zniszczenia. W. Krzyżanowski tak opisał w 1877 roku ówczesne losy wspaniałego księgozbioru katedralnego: "Biblioteka, niegdyś posiadająca kilka tysięcy wyborowych dzieł i wiele rękopismów, przez niedbalstwo i czas w części zmarnowany, a w zupełności prawie zniszczona została i jako rzecz bezużyteczna wyrzucona była pod dach wieży frontowej. Dopiero z zapomnienia wydobył ją w 1845 r. ks. Antoni Baliński, archidyakon Płocki".
W roku 1928 Biblię Płocką i inne stare dzieła ze zbiorów katedralnych przeniesiono uroczyście do gmachu biblioteki, wybudowanego dwa lata wcześniej staraniem arcybiskupa Antoniego Nowowiejskiego.
Konspiracja doktorów za nic ma żelazną kurtynę.
Niemcy nie ukrywali rabunku Biblioteki Seminarium Duchownego w Płocku. W 1941 roku doniosła o nim "Krakauer Zeitung".
"Suedostpreussische Tageszeitung", lokalny urzędowy dziennik NSDAP w Prusach Wschodnich, 26 sierpnia 1941 roku szczegółowo relacjonował zakończenie wywozu lokalnych zbiorów polskich do Królewca i informował o wywiezieniu tam Biblii Płockiej:
"Podczas przeglądu i porządkowania bibliotek w Prusach Wschodnich do Biblioteki Państwowej w Królewcu trafiło 50 000 tomów biblioteki teologicznej z Płocka i 8 000 tomów gimnazjalnej biblioteki w Suwałkach. [...] Podczas pierwszego przeglądu okazało się, że wśród tomów z Płocka było około 100 starych rękopisów (XII i XIII wiek), jak również około 300 druków sprzed 1500 roku, tak zwanych inkunabułów. [...] Pisana ręcznie Biblia pochodzi, jak ustalił prof. dr Diesch, dyrektor Biblioteki Państwowej i Uniwersyteckiej, z początków XII wieku. Jest ona starsza, niż dotychczas najstarsza w Niemczech Północno-Wschodnich tzw. Biblia Radziwiłłowska, dar księcia Bogusława Radziwiłła dla Wielkiego Księcia Elektora, który był także namiestnikiem w Królewcu".
Księgozbiory zrabowane z Płocka i Suwałk Niemcy włączyli do zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Królewcu.
Biblię, jako dzieło szczególnie cenne, dr Diesch umieścił w skarbcu biblioteki. Pozostawała tam do ostatnich miesięcy wojny.
W roku 1991 mediewista ks. prof. Ryszard Knapiński zwrócił się do wladz Uniwersytetu w Getyndze o przekazanie kopii urzędowej korespondencji niemieckiej, prowadzonej w sprawie Biblii Płockiej przez władze uczelni z niemieckimi instytucjami.
Otrzymał odpisy niektórych pism. Dzięki temu można odtworzyć wojenne i powojenne losy manuskryptu.
Pod koniec marca 1945 roku w trakcie ewakuacji Prus Wschodnich, odcietych przez wojska sowieckie, Niemcy zdecydowali się wywieźć z Królewca najcenniejsze dzieła sztuki. Transport ewakuacyjny organizował inspektor uniwersytetu Werner Schuetze. Jemu to dyrektor biblioteki dr Diesch osobiście przekazał Biblię Płocką, jako dzieło szczególnie cenne, które powinno być ratowane w pierwszej kolejności. Pociag z książkami był jednym z ostatnich, którym udało się przedrzeć nocą z praktycznie rzecz biorac okrążonego Królewca do portu w Pilawie. Tam skrzynie z książkami przeniesiono na niewielki statek. Mimo ataków sowieckich samolotów niemiecki konwój szczęśliwie przepłynął na zachodni Baltyk. Tam niemiecki konwój został rozwiązany. Statek z Biblią i innymi księgami na pokładzie dotarl do Kilonii. Potem transport ksiąg, nadal pod kontrolą inspektora Schuetzego, przewieziono do Rends-burga. W ostatnich dniach wojny dotarł z Królewca do Rendsburga także ostatni kurator królewieckiego uniwersytetu, dr Friedrich Hoffmann. Jemu to Werner Schuetze przekazał zbiory, które udało mu sie wywieźć z Królewca. Dr. Hoffmann przewiózł zbiory z Rendsburga do Flensburga.
Biblia Płocka, inne stare księgi oraz ewakuowane z Królewca archiwalia spoczywały tam do roku 1947. Wtedy to zbiory królewieckie zostały przeniesione raz jeszcze - do państwowego składu archiwalnego w Getyndze.
W roku 1950 zmarl dr Friedrich Hoffmann. Ksiegozbior wywieziony z Krolewca przeszedl pod opieke kierownika archiwum uniwersyteckiego w Getyndze, prof. Goetza von Selle. Tego samego, ktory w kwietniu 1940 roku, jako radca biblioteki uniwersyteckiej w Królewcu, nadzorował rabunek Biblioteki Seminarium Duchownego w Płocku.
Po utworzeniu w RFN Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kulturalnego zaczela ona gromadzic dobra kultury pochodzace z ziem utraconych przez Niemcy na Wschodzie. Prof. von Selle przekazal fundacji ksiegozbior wywieziony z Krolewca. Zatrzymal jedynie Biblie Plocka, ktora w tajemnicy pozostawil w kierowanym przez siebie archiwum uniwersytetu w Getyndze. Prof. von Selle powiadomil o tym poufnie dyrektora panstwowego archiwum w Getyndze, dr. Forstreutera. Tego samego dr. Forstreutera, ktory jako czlonek komisji ekspertow w styczniu 1940 roku zarzadzil, wspolnie z dr. Heinem i dr. Dieschem, wywiezienie Biblioteki Seminarium Duchownego z Płocka do Królewca.
Solidarnosc czlonkow tamtej komisji ekspertow przetrwala wojne i podzial Niemiec. Prof. von Selle o fakcie posiadania Biblii Plockiej zawiadomil w zaufaniu takze dr. Diescha, w latach piecdziesiatych mieszkajacego w NRD, w Lipsku.
Uwieziona koleja, Biblia wraca taksowka
W pazdzierniku 1956 roku zmarl prof. Goetz von Selle.
W roku 1957 zmarl dr Diesch.
W tym samym roku wladze Uniwersytetu w Getyndze odkryly Biblie Plocka w swoim skarbcu i postanowily zwrocic ja Polsce. Ale nie za darmo. Prof. Otto Weber, rektor uniwersytetu, pisal w 1957 roku do bonskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych:
"Zakladajac, ze w przewidzianym czasie beda z Polska prowadzone rokowania w sprawie wymiany dobr kulturalnych, uwazam za potrzebne poinformowac ministerstwo spraw zagranicznych o przechowywaniu rekopisu bedacego polska wlasnoscia. Mozna sobie tylko postawic pytanie, czy istnieje prawny obowiazek zwrotu manuskryptu, zwlaszcza ze Polska przywlaszczyla sobie po wojnie wiele niemieckich dobr kultury. Pozwole sobie zaproponowac, aby manuskrypt zwrocic Polsce, wzglednie biskupstwu plockiemu, tylko wowczas, gdy rownoczesnie z polskiej strony zostanie na drodze wymiany zwrocone jakies wartosciowe dzielo z obszaru Prus Wschodnich lub Zachodnich. Chcialbym w zwiazku z tym wspomniec, ze nie jest wykluczone, iz slawna krolewiecka srebrna biblioteka z czasow ksiecia Alberta Pruskiego [oprawna w srebro kolekcja cennych starodrukow - przyp. W.K.], ktora pod koniec wojny przemieszczona zostala z Krolewca do pewnego dworku w poludniowo-zachodniej czesci Prus Wschodnich, dzisiaj znajduje sie w polskim posiadaniu. Przypuszczalnie rowniez inne, cenne egzemplarze niemieckich dobr kultury, ktore znajdowaly sie w Malborku lub innych miastach, zostaly przejete przez polskie instytucje".
Prof. Weber zapewnil ministerstwo, ze fakt przechowywania w Getyndze Biblii Plockiej pozostaje tajemnica, do ktorej dopuszczono tylko kilka osob.
Bonskie MSZ po zastanowieniu zalecilo uniwersytetowi pozostawienie Biblii Plockiej w sejfie. Niemieccy dyplomaci poinformowali rektora, prof. Webera, ze sprawa ewentualnego zwrotu Biblii stanie sie aktualna dopiero po nawiazaniu pelnych stosunkow dyplomatycznych pomiedzy RFN i PRL.
Na podstawie dostepnych niemieckich dokumentow nie sposob stwierdzic, czy po podpisaniu w 1970 roku ukladu PRL-RFN bonski MSZ omawial z Uniwersytetem w Getyndze kwestie zwrotu Biblii. Jesli tak bylo, to zastrzezenia zglaszali zapewne dyplomaci, a nie profesorowie. 8 wrzesnia 1977 roku bowiem znow z inicjatywy uniwersytetu dyskutowano sprawe Biblii. W naradzie w Getyndze udzial wzial dyrektor instytutu prawa miedzynarodowego tamtejszego uniwersytetu, prof. dr Dietrich Rauschning, oraz przedstawiciel MSZ. Niemieccy dyplomaci teraz juz nie widzieli przeszkod, by manuskrypt zwrocic Polsce bez zadnych warunkow wstepnych. Owczesny rektor uniwersytetu, prof. dr H. J. Beug, kul zatem zelazo, poki gorace. 28 grudnia 1977 roku znow zwrocil sie do Bonn z zapytaniem, czy pora zwrotu Biblii nie nadeszla. Prof. Beug chcial zwrocic Biblie bez zadania od Polski starodrukow pochodzacych z niemieckich kolekcji, ale postawil nowy warunek: manuskrypt ma byc zwrocony polskiemu Kosciolowi z pominieciem wladz PRL.
Dlaczego?
Zrabowane w 1940 roku wraz z ksiegozbiorem archiwalia diecezji plockiej przewiezione zostaly do Krolewca. W roku 1945 ewakuowano je statkiem do Niemiec, podobnie jak Biblie Plocka. Po wojnie odnalezli je Brytyjczycy na terenie swojej strefy okupacyjnej i pod koniec lat 40. zwrocili Polskiej Komisji Restytucyjnej. Warszawa przekazala archiwalia diecezji plockiej.
- Wrocily na swoje miejsce niemal wszystkie stare dokumenty - mowi ks. prof. Zebrowski.
Inny los spotkal jednak najcenniejsze plockie skarby: kielich Konrada i relikwiarz sw. Zygmunta.
W roku 1940 po aresztowaniu biskupow Nowowiejskiego i Wetmanskiego gestapo odnalazlo, pospiesznie ukryte, kielich i relikwiarz.
W roku 1947 biskup ordynariusz plocki otrzymal list z Czechoslowacji od niejakiej Franciszki Krautowej. Jej syn w czasie wojny sluzyc mial w gestapo. Franciszka Krautowa zawiadamiala biskupa, ze syn opowiedzial jej, jak w roku 1941 przekazal z rak gestapo kielich i herme niemieckiemu burmistrzowi Plocka, ktory umiescil je w kasie pancernej.
W roku 1945 w panice i balaganie ewakuacji niemieckie wladze polecily sekretarce burmistrza wywiezc oba skarby w glab Niemiec. Sekretarka - Niemka, katoliczka - potajemnie zawiadomila o tym zadaniu polskich ksiezy i obiecala, ze kielich i relikwiarz uratuje i zwroci po zakonczeniu dzialan wojennych. Tuz po wojnie odezwala sie rzeczywiscie. Wyslala z Bielefeld w Westfalii depesze, ze sakralia ocalaly i sa ukryte w miejscowosci Bad Salzufen pod Bielefeld.
Po utworzeniu w Niemczech stref okupacyjnych byla sekretarka plockiego burmistrza przekazala skarby wladzom angielskim.
Anglicy przekazali je 25 stycznia 1949 roku Polskiej Komisji Restytucyjnej w Niemczech, wyraznie zastrzegajac, ze kielich i relikwiarz maja byc oddane plockiemu Kosciolowi.
Wladze komunistyczne zataily jednak przed Kosciolem fakt odzyskania obu skarbow. Plocki biskup informacje o zwrocie skarbow otrzymal nieoficjalnie z Niemiec.
Ministerstwo Kultury i Sztuki w roku 1949 przekazalo kielich i relikwiarz do Muzeum Narodowego w Warszawie. Od tego czasu Kosciol nieustannie staral sie o zwrot sakraliow. W 1953 roku domagal sie tego biskup plocki, w roku 1957 zas prymas Wyszynski. W latach 60. biskupi slali pisma protestacyjne do Muzeum Narodowego, w latach 70. zas do premiera Piotra Jaroszewicza i ministerstwa kultury. W roku 1972 biskup plocki w liscie do wiernych ujawnil dzieje sakraliow i bezowocne starania Kosciola o ich zwrot.
Pod koniec lat 70. zawlaszczenie przez komunistow kielicha Konrada i relikwiarza sw. Zygmunta nie bylo w RFN tajemnica. Rektor prof. Beug pisal do bonskiego MSZ:
"Uniwersytetowi w Getyndze bardzo zalezy, by teraz plocka Biblia tak szybko, jak to mozliwe powrocila w posiadanie diecezji plockiej. Skoro tylko Ministerstwo Spraw Zagranicznych lub konsulat Republiki Federalnej Niemiec w Warszawie stwierdza, ze zwrot Biblii biskupowi plockiemu jest zagwarantowany, przedstawiciel Uniwersytetu w Getyndze (o ile to mozliwe, to rektor lub jego zastepca) przekazalby Biblie do Warszawy albo do Plocka. Czy byloby mozliwe wyslac Biblie wazaca okolo 15 kg kurierem do Warszawy, do tamtejszego konsulatu? Gdyby istniala taka mozliwosc, dwaj urzednicy rektoratu Uniwersytetu w Getyndze dostarczyliby Biblie do Bonn i oddali w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Gdyby okazalo sie, ze bez uczestnictwa panstwowych instytucji PRL w Warszawie zwrot Biblii diecezji w Plocku jest niemozliwy, chcialbym wiedziec, czy Uniwersytet w Getyndze moglby prosic o posrednictwo przewodniczacego niemieckiej konferencji biskupow, pana kardynala Hoeffnera z Kolonii, ktory w ubieglym roku po raz pierwszy odwiedzal Kosciol Katolicki w Polsce".
Prof. Beug nie ukrywal, ze bardzo chcialby doprowadzic do zwrotu sakraliow polskiemu Kosciolowi przed 31 marca 1978 roku. Tego dnia konczyla sie jego kadencja jako rektora Uniwersytetu w Getyndze.
Prof. Beug pojechal do Polski dopiero 12 wrzesnia 1978 roku. Byl wowczas prorektorem Uniwersytetu w Getyndze. Kilka dni wczesniej niemiecki kurier dyplomatyczny przywiozl do warszawskiej ambasady RFN wyjatkowo ciezka poczte dyplomatyczna. Na trzy dni przed przybyciem prof. Beuga do Warszawy, urzedniczka ambasady RFN potajemnie przewiozla podwojnie zaplombowany pakunek z Biblia do kurii biskupiej w Plocku. Wedle uzgodnionego w Bonn scenariusza prorektor mial nazajutrz po przylocie do Polski pojechac samochodem ambasady w towarzystwie niemieckiego dyplomaty do kurii w Plocku i tam uroczyscie, oficjalnie przekazac Biblie.
Gdy jednak prof. Beug dotarl z lotniska do Ambasady, czekaly go niemile niespodzianki. Dowiedzial sie, ze czesc samochodow sluzbowych jest zepsuta, czesc zas - zajeta.
Urzednicy ambasady zamowili dla niego warszawska taksowke. Profesora pocieszono, ze taksowkarz jest niezawodny i za kurs nie zada zbyt wiele. Najwyzej - 70 marek [wowczas rownowartosc bardzo dobrej pensji w Polsce - przyp. W.K.]. Nie byl to koniec niespodzianek. Okazalo sie, ze zaden dyplomata nie bedzie profesorowi towarzyszyl. Ambasada umywala rece w obawie przed dyplomatycznymi klopotami, w jakie moglaby wpasc, gdyby w zwrot Biblii chcialy ingerowac w ostatniej chwili komunistyczne wladze. Najwyrazniej z tego samego powodu nagle dyplomatycznie zepsuly sie wszystkie samochody ambasady.
Podroz do Plocka zaczela sie milo. Prof. Beug byl pod wrazeniem jakosci szosy Warszawa-Plock. Na miejscu okazalo sie jednak, ze warszawski taksowkarz nie ma pojecia, dokad powinien zawiezc swego pasazera. O adres biskupa dopytywal sie przechodniow. W koncu wysadzil rektora przed kancelaria biskupa Kowalskiego. Tam prof. Beug dowiedzial sie, ze biskup Kowalski i jego wierni z Kosciola Mariawitow nie maja nic wspolnego z Kosciolem katolickim.
Taksowkarz w koncu dowiozl prof. Beuga do kurii biskupiej.
Rektora powital wikariusz generalny ksiadz Lis. Biskup Sikorski na czesc goscia wydal przyjecie, w ktorym, jak zanotowal prof. Beug, wzieli udzial takze: sekretarz biskupa, proboszcz katedry i dyrektor Biblioteki Seminarium Duchownego ks. prof. Zebrowski.
Zaplombowany pakiet lezal w sasiednim pokoju. Po przyjeciu uroczyscie otworzono go. Ksieza nie kryli wzruszenia, biorac do reki slawna Biblie. Prof. Beug wyglosil przemowienie i oficjalnie zwrocil Biblie plockiemu Kosciolowi.
Biskup Sikorski podziekowal Uniwersytetowi w Getyndze za zwrot dziela, ktore wojenne koleje losu rzucily w mury niemieckiej uczelni. Zapowiedzial tez, ze aby uniknac klopotow ze strony komunistycznych wladz, fakt powrotu Biblii pozostawi w tajemnicy. Biskup oswiadczyl, ze nie bedzie informowal prasy o odzyskaniu manuskryptu i nie bedzie go wystawial w diecezjalnym muzeum. Co wiecej, zapowiedzial, ze oprocz ksiezy obecnych przy przekazaniu dziela zaden z ksiezy diecezji nie bedzie informowany o powrocie Biblii.
Rektor prof. Beug w lot zrozumial intencje gospodarza. Obiecal, ze poprosi wszystkie niemieckie instytucje zaangazowane w zwrot Biblii, by nie informowaly o niczym prasy i cala sprawe potraktowaly jako poufna.
Po obiedzie ks. Lis oprowadzil prof. Beuga po koscielnych wlosciach.
- W bibliotece pokazalem naszemu gosciowi polskie publikacje o zaginionej Biblii Plockiej. Okazalo sie, ze niemiecki profesor czesc z nich zna. To byla naprawde mila rozmowa - mowi ks. prof. Zebrowski.
Przy pozegnaniu biskup Sikorski zapowiedzial niemieckiemu gosciowi, ze wynajecie jego taksowki oplaci kancelaria biskupia. Prof. Beug nie byl tym zachwycony. Przez grzecznosc nalegal, ze zaplaci sam, ale w koncu ulegl biskupowi.
Jeszcze mniej zachwycony byl warszawski taksowkarz.
W tekscie wykorzystano monografie, opracowania i artykuly: J. Bialostockiego, J. Iwanowskiego, ks. prof. R. Knapinskiego, F. Kopery, Z. Obertynskiego, M. Pietrusinskiej, Z. Rozanowa, M. Walickiego
WLODZIMIERZ KALICKI
Powyższy tekst pozwoliłem sobie zaczerpnąć ze strony: poloniacal.org
|
||||||||||||
Dziękuję Ci za ten wpis. Ksiądz Prof. Żebrowski to dla mnie wielka postać, wspaniały naukowiec, po którym Płock długo powinien płakać.
OdpowiedzUsuńŻegnaj Profesorze i niech tam Pan Bóg ma dla Ciebie wspaniałą bibliotekę.
Dobrych ludzi zawsze szanuję, nawet jeśli prezentują światopogląd, dalece mi obcy....
OdpowiedzUsuńPoza tym człowiek, co niemiaszkom spokoju nie dawał, też ma coś ze Słowianina :)