poniedziałek, 18 lipca 2016

Wśród skrzypów i zarośli nadwiślańskich

Końcówka dnia nadwiślańskiego.
Wczoraj doświadczyłem uczucia szczęścia, jak prawdziwy odkrywca, który za wszelką cenę, bez względu na przeszkody osiąga cel. Tak stało się pod wieczór gdy wędrowałem sobie między brzegiem Wisły, a ścianą lasu łęgowego. Spełniłem marzenie odnajdując najstarszą roślinę na świecie -skrzypa olbrzymiego... Wierzyłem, że nad Wisłą też rośnie :)

  Tę niezwykłą roślinę doceniłem dzięki kumplowi [szacun Tomku!], z którym zupełnie niespodziewanie         odnaleźliśmy nad rzeką Skrwą Prawą w Brudzeńskim Parku Krajobrazowym.  To tam przejrzałem na oczy, gdy przyjaciel opowiedział mi historię tej rośliny. Teraz odkryłem drugie stanowisko w okolicach Płocka. Właśnie nad najcudniejszą rzeką, bez której nie umiem normalnie egzystować.

Fragment płatu odkrytych skrzypów.
Detaliki skrzypusia.
Zanim jednak osiągnąłem emocjonalne szczytowanie, mogłem podziwiać zbiorowiska welonowe usytuowane tuż nad brzegami rzeki, nierzadko mocno już zniszczone przez barbarzyńców wydobywających piasek z nurtu królowej. Zapewne jak zawsze, ci co wydają pozwolenia na to niby pogłębianie Wisły zawsze zarobią na boku.[ sić!]. W tym czasie zasypuje się ostatnie wiślane starorzecza i odnogi. Morduje miejsca lęgowe ptaków i ostoje rozrodu płazów i gadów. Ale co tam lansik jest, ludzie wszystko łykną, nawet ściemę o ratowaniu ich przed kolejną powodzią. 

Zbiorowiska roślinności welonowej nad Wisłą.

Przemieszczając się niespiesznie, moje oczy koiły ładnie wykształcone młode łęgi lasów wierzbowych, gdzie po ostatnich deszczach lekko nawet podtopiła je tafla kałuż. Dzięki temu odzyskały one zielony wigor listowia i przyjemny zapach ziołorośli. Bliżej ślepych odnóg już kwitnie swym fioletem psianka słodkogórz. Żywokosty już straszą iglicami ostrzy, ale zawsze blefują. Na przybagiennych mokradełkach kolorują się łany rdestów. Znak to niechybny, że lipiec już w pełni.

Kwiaty niecierpka gruczołowatego.
Wysokie na 1,5 m. zielsko niecierpka gruczołowatego.
Cmokanko?  :)))
Bliżej ludzkich siedzib dostrzegam piękną, acz inwazyjną roślinę: niecierpka gruczołowatego. Ten azjatycki przybysz, zupełnie obcy rodzimej florze zajmuje coraz większe połacie naszego kraju. Pod Płockiem odnalazłem jego stanowiska w środkowym biegu rzeczki Słupianki, między Miszewkiem Strzałkowskim a Szeligami, [gmina Słupno], oraz w ujściowym biegu rzeki Brzeźnicy do Wisły. Niecierpek gruczołowaty jest typowym przykładem gatunku ziela, sprowadzany przez człowieka w celach ozdobnych dla jego ogrodów. Oto skutki egoizmu, teraz tłamsi rozwój ojczystym gatunkom flory. Jest on tak natarczywy i ekspansywny poprzez swój sposób rozsiewania nasion-aż na kilka metrów! Obecnie spotkać go można na stanowiskach szuwarowych i pośród ziołorośli, osiągając wysokość do ponad 1,5 metra.

W młodym łęgu wierzbowym.
 Wchodzę w wierzbowy łęg, ażeby coś przekąsić. Komarzyce są dość spokojne, można smakować dostojność lasu. Odsapnąć po wielu kilometrach łazęgi. Przejrzeć zdjęcia, wykasować te, które spaprałem. Cichutko w koronach drzew, zauważam podskakującego kosa, kilka zezłoszczonych gawronów i młodego błotniaka. Nie potrafię określić, czy stawowy, czy łąkowy. Za daleko na moją lornetkę. Ślady saren dostrzec trudno, ale bliżej piaszczystych placów już na luzie wiem, że tutaj bytują. Dzików nic, jakby czmychnęły w głąb starodrzewów.

Gdy mięśnie nóg odtajały, postanawiam pomaszerować ku piaskom, gdzie dobre widoki na rzekę i obie strony zbiorowisk roślinnych. Zechciało mi się na przyrównywanie obu światów: leśnego i krzaczastego.Roślinność określana jako welonowa porasta dolne i środkowe piętra lasu. Oplata pnie drzew, zarasta gęstwinami pnączy z kieliszników, dzikiego chmielu i tajemniczej kanianki. Często porasta w nim bez koralowy, krzewy czeremch czy chronionego bluszczu. Rzecz jasna nie wszędzie, gdzie przyroda bardziej przekształcona przez człowieka, tam bardziej ubogo i smutniej. 

Drzewko Bonsai ? Ależ skąd, to nadwiślańska flora muraw piaszczystych!
Kiedy zatrzymałem się nad uskokiem terenu, poniżej ujrzałem niepozorne zielsko. Najsampierw nie mogłem uwierzyć, że to jest to, co moje oczy chłoną. Skrzypy, skrzypy!!! Otulał je łan kolczastych zadr z jeżyn, zarośla wierzbowe i zarośla głogów. Ja, stojąc na jakby piaszczystym zboczu mogłem upajać się każdą cząstką tego miejsca. A serce biło niczym dzwon.  Z wolna jakoś zlazłem w dół szukając dogodnego usadowienia się na zrobienie serii zdjęć. Ciężko było, bo nie chciałem włazić w sam środek świętości i niczego brutalnie nie zdeptać. W końcu ułożyłem się na jeżynowej ściółce i naciskałem spust migawki aparatu. Jak szalony paparazzi. Czułem radość.

Łanik cudnych skrzypów.
Nadwiślańskie ustronie opodal topoli.
Z pewnością powrócę tam na poprawę kilku ujęć i wykorzystanie ich do przyszłego artykułu w płockim periodyku pt. Nasze korzenie. Bo naprawdę warto. Zanim ktoś to cudo natury nie zniszczy dokumentnie.









2 komentarze:

  1. W każdym słowie czuć miłość do natury. Podzielam to uczucie. Ten blog jest dostępny w aktualnościach antistorm.eu

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Janku, bardzo dziękuję. Oj, będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń