Przed chwilą wróciłem z nocnej jazdy rowerem. Jazda bez celu, przed siebie, gdy drogi puste i panowie policjanci do mnie machają :) Jest dobrze. Życie jest jak haust leśnego powietrza. Czuję go. To od nas zależy, czy jesteśmy z garbem na plecach wiecznie nieszczęśliwi, czy wychodzimy z domu nad rzekę, żeby uszczknąć odrobinkę jej piękna.
Mgły nad Brzeźnicą powłóczą nad koronami drzew. Chłód nocnej wilgoci próbuje wkraść się pod moją szyję, ale to nic nie szkodzi. Ciepło polaru ratuje. Dobrze sobie uzmysłowić, że jest się tylko człowiekiem. Przyroda zawsze upomni się o szacunek. Cieszę się z życia. Żyję! Patrzę wokoło na mijany zarys mojego miasta. Tylko kominy rafinerii wrednie świecą sztucznymi światłami i plują smrodem. Ale jadę dalej, kręcę pedałami, nad bagna, żeby posłuchać, jak milczą.
Rogal księżyca mi towarzyszy, odbija się w lustrze topieli. W oddali coś przedziera się przez chaszcze, ale szybko odchodzi. Mam swoją ciszę. Każda cisza jest odmienna, ma inną barwę i niknie, gdy już zupełnie nic nie słyszymy. Kiedy jestem w moim domu z czterema oknami na cztery strony świata, tamtejsza cisza jest płytsza i trwa zaledwie moment. Nawet jak śpię.
Już donikąd nie zmierzam. Za późno. Żyję z dnia na dzień, niekiedy noc za nocą. Widzę, jak ludzie oślepli, jak sądzą, że złapali Pana Boga za nogi. Gdy spotykają się z moim spojrzeniem, niektórzy chcą go prześwidrować, pokonać, albo na dłużej zatrzymać w nim swój wzrok. Za każdym razem czuję wówczas ten lęk, że zabiją. Zarozumialstwo ich osłabia, choć zdaje im się, że mnie upokorzyli. Dobrze, że są jeszcze ludzie, nie maski sklonowanych gadających głów z radia i telewizji...
Cudownie jechać przed siebie. Wykręcać swoją tropę, własną ścieżynkę. Zatrzymać się kiedy tylko zechcesz. Być niewidzialnym punkcikiem w krajobrazie. Ptakiem na niebie w wiecznym locie. Też mknącym przed siebie. Aż zaświta różami nowy dzień i zrosi cię jesienna rosa z łąk. Reszta to złudzenia. Wieko trumny dla wiecznych niewolników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz